niedziela, 20 października 2013

Spowolnienie


Sobota była spoko. Udało się wyszarpać z dnia dużą godzinę, więc szybko jak nigdy wbiłem się w lajkry i na szosę. Na szosie rozgrzewka, na rozgrzewce wiatr w plecy więc leciałem ponad 40 przy tętnie bliskim spoczynkowemu ;) Potem dzida na pełnym gazie, pod wiatr, puls jak przy podjeździe na Czomolumgmę, a prędkość jakaś taka śmieszna. Śmiać mi się odechciało dzisiaj rano, gdy wg zapowiedzi dzień miał być letni, a na za oknem ściana wody. Do tego po wczorajszej jeździe gardło boli jak cholera. A plan był fajny - skoro jadę do Nysy do rodziny, to wezmę szosę i się wbiję gdzieś. Obojętnie, byle ładnie. A w tamtym rejonie to znaczy "obojętnie, gdziekolwiek". 


Ale pomimo niedyspozycji wsiadłem dzisiaj też i nawet czułem się dobrze po jeździe. Teraz czuję się źle, ale nie fatalnie. Jeszcze z godzina do tego stanu. Dzisiaj ostrożnie, puls niski, prędkość niska, żeby nie trzeba było oddychać przez usta. Objechałem dawno (miesiąc?) nie widziane okolice. Jedna z moich ulubionych szos - łącznik między Oleśnicą Małą, a Owczarami, o którym pisałem przy okazji opisu DK 39 - rozpada się. Wróżę dwie opcje: po zimie albo się rozleci, albo ją połatają tymi gównianymi kamykami zlepionymi jakimś szuwaksem. To ostatni dzwonek, żeby się tam przejechać. A warto.



Chyba czas na roztrenowanie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz