Wczoraj kolega Tomasz pojechał epicka trasę, którą planowałem już od dwóch miesięcy i jak to bywa z planami - obudziłem się chory i jakiś połamany. Rano wysłałem serie smsów, że "sorry, jestem chorry" i próbowałem być znośny dla rodziny, żeby jak najmniej odczuła moja frustrację spowodowaną tym, że taki piękny dzień, a ja w domu, chory... jakoś to sobie odbiję. Tymczasem Tomek ciesząc się zdrowiem walczył z podjazdami i opisał to na swoim blogu: http://jedrzejewski.wordpress.com/, więc jemu dzisiaj oddaję głos (wpis) ;)
Październik. Wolna niedziela. Słońce. Rower. Czeskie szosy. Dodaj, wymieszaj, jedź. Przepis doskonały na kilka godzin kręcenia korbą z uśmiechem na twarzy. Trasę narysował Wojtek (->> http://szosowaszosa.blogspot.com/), niestety nie było nam dane jej razem przejechać z uwagi na choróbsko. Szkoda, bo miałbym do kogo klnąć na kolejnym podjeździe, zwłaszcza od Brannej do Ramzovej.
* * *
Październik. Wolna niedziela. Słońce. Rower. Czeskie szosy. Dodaj, wymieszaj, jedź. Przepis doskonały na kilka godzin kręcenia korbą z uśmiechem na twarzy. Trasę narysował Wojtek (->> http://szosowaszosa.blogspot.com/), niestety nie było nam dane jej razem przejechać z uwagi na choróbsko. Szkoda, bo miałbym do kogo klnąć na kolejnym podjeździe, zwłaszcza od Brannej do Ramzovej.
Trasa zaczynała się w Javorniku, pierwszych 9 kilometrów to podjazd na przełęcz Travna/Lądecką. Kilka razy w tym roku było mi dane przejechać ją w 'drugą' stronę, a nawet uwiecznić ją na filmiku (->> http://www.youtube.com/watch?v=L_a9v-G_d6s). Pierwszy raz od tej strony był przyjemnością, nachylenie idealne do sprawnego podjeżdżania - 7-8%. Odcinek od przełęczy do Nowej Morawy właściwie bez historii. Ot, zjazd i delikatnie pod górę. Za Nową Morawą zaczyna się dramat szosowca, nawierzchnia tak dramatycznej jakości, że nawet zdjęcie tego nie odda. Czymś gdzie kiedyś była droga trzeba wjechać 4 km pod górę na Przełęcz Płoszczyna. Dopiero tam, gdzie równo z granicą zaczyna się idealna czeska nawierzchnia można sobie uzmysłowić jak bardzo zarządca drogi powinien się wstydzić.
Zaraz za przełęczą zaczyna się zjazd serpentynami do Starego Mesta, czyli znowu bez historii. Zjazdy zawsze takie są i będą, wyjątkiem są te gdzie można zbliżyć się, a najlepiej przekroczyć, 100 km/h. Za miejscowością trasa wiedzie raz w górę, raz w dół fundując piękne widoki, które podlane jesiennym słońcem robią jeszcze większe wrażenie. Pierwsze zaskoczenie tego odcinka to Branna, ciekawie położona miejscowość, która nagle wyłania się z zakrętu i uderza swym urokiem. Dla mnie łał. Drugie zaskoczenie - wspomniany na początku podjazd za Branną, zwłaszcza jego odcinek z wiatrakami. Wg Garmina solidne 12-14% przez kilkaset metrów, a wcześniej 8-10% przez prawie 2 kilometry. W tym miejscu przeholowałem sądząc, że zaraz się skończy. Nie zrzuciłem z blatu, całość poszła na korbach. Oj, bolało i uderzyła delikatna bomba, która przeszła dopiero w Lipovej Łaźni wraz pierwszymi łykami Holby. Dalej to już bajka i dobrze znana z wrześniowego wyścigu Okolo Vapenne, trasa do Javornika.
Wypad ten, był przy okazji pierwszym testem dla nowego aparatu - Sony RX100. Kupiony został z myślą o takim właśnie szosowaniu. Mały, idealnie mieszczący się tylnej kieszonce koszulki kolarskiej, a przy tym dający wysoką jakość obrazu i kilka programów auto (panorama, hdr), z których będę skrzętnie korzystał, bom jest leń.
* * *
Dodam od siebie kilka rzeczy. Pierwsza to mapa w kolekcji tras
na bikemap.net
Komunikacja
Za sprawą bliskości granicy dojazd na dowolny punkt tej trasy jest łatwy i
szybki, z Wrocławia czy Opola powinien zająć około godziny. Można także dojechać
pociągiem do Kamieńca Ząbkowickiego (pociągi relacji Wrocław - Strzelin -
Kłodzko - Międzylesie) i dojechać do trasy.
Do zobaczenia
Pomijając widoki - warto zapoznać się z burzliwymi losami Marianny
Orańskiej, bo praktycznie cały teren wyznaczony tą trasą coś jej zawdzięcza :),
a mając w świadomości jej historię, wycieczka nabierze dodatkowych walorów.
Zaskakuje też architektura już trochę miejscami bardziej Austro-Węgierska, niż
Pruska (np. wieś Bolesławów, gdzie zaczyna się mordercza kostka brukowa). Poza
tym ja mam sentyment do tej trasy, bo w jej okolicy powstało kilka moich
ulubionych prac.
Na przykład w miejscowości Travna spotkałem Radima, który zrekonstruował auto, jakim ścigał się jego ojciec.
W drodze do Lądka Zdr. z Przełęczy Lądeckiej wpadłem na chwilę do kopalni bazaltu. A na Przełęczy Płoszczyna byliśmy z kolegą jednymi z pierwszych klientów w hospodzie, która na lokalizacje wybrała sobie niepotrzebną już budę po celnikach. Nie wspomnę, że opisywany przez Tomka zły asfalt zabił zawieszenie mojej ulubionej Toyoty. A Tomka nie zabiła i dziękuję mu za udostępnienie wpisu. Ta trasa u mnie ma maksimum gwiazdek, to absolutnie piękna szosa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz