Jesień pełną gębą. Wczoraj objeździłem autem znaczną część trasy, którą w zeszłym tygodniu opisał Tomek - pętla między przełęczami Lądecką i Płoszczyną. Pojechałem robić zdjęcia, bez szosy, ale mało z auta nie wyskoczyłem. W ciągu dwóch godzin minęliśmy się z kilkudziesięcioma kolarzami na szosach. Serce rośnie, bo jeszcze 3-4 lata temu raczej nie była to dominująca grupa. Teraz widziałem tylko kilka osób na mtb. Piszę o tym nie dlatego, że mam jakąś niechęć do mtb - nie ma to znaczenia. Znaczenie ma świadomość, że dużo ludzi rozumie, że rower to nie tylko szerokie opony, że ubranie na rower to nie bawełniany tiszert i spodnie z Łeby. Szosowcy to nie tylko z kierownicami przy ziemi, ale niektórzy mieli całkiem dużo podkładek pod mostkiem. Po prostu - moim zdaniem - rośnie świadomość roweru i jego przeznaczenia.
Cieszy mnie to.
A nie było tam jakiegoś wyścigu, bo w zeszłym tygodniu nie było praktycznie nikogo na szosie.
OdpowiedzUsuńjak jadę trasy szosą, to też zwykle nikogo nie widzę, ale jak autem, to już co innego :) ale o wyścigu nic mi nie wiadomo :)
Usuń