Udało się dzisiaj zorganizować przerwę w pracy. Ledwo, ale się udało. Tak sobie cisnąłem godzinę i myślałem, kto przez ten sezon powodował mi najwięcej groźnych sytuacji na drodze i to nie tiry czy przedstawiciele handlowi (i jedni, i drudzy też, ale nie byli największym problemem), ale piesi, którzy nie słyszą mnie i nagle wpadają na drogę z chodnika. Nawet nie patrzą. Nie słyszą, więc dup - dzisiaj było ich trzech. A ja jak jadę to trzymam fason i nie drę do nich ryja "spierdalaj chuju zajebany skurwysynie", tylko grzecznie. Dobra - za każdym razem gotuje się i ma ochotę pokrzyczeć, ale to tylko wzbudzi agresję. A tak tylko trochę mniej. Najgorzej jest wtedy, jak w niedzielę cisnę przez jakąś wieś i ludzie wychodzą z kościoła. Jak owce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz