Pradziad to najwyższy szczyt Jesionków, i co jest w Czechach dość
powszechne, na jego szczyt wiedzie asfaltowa droga. Oczywiście u niektórych
budzi to zachwyt (no u tych, co próbowali wjechać na Przełęcz Karkonoską, a
potem zobaczyli, że Czesi wybudowali tam ze swojej strony "autostradę"), ale w
czeskich ekologach budzi to demony. W każdym razie jadąc tam szosówką nie
zrobimy naturze krzywdy, o ile nie wypadniemy z zakrętu przy 80 km/h i nie
pościnamy traw. Ale bardziej martwiłbym się o stan cyklisty. W każdym
razie Tomek uratował - podobnie jak przed tygodniem - honor szosowca i bez obaw
wykręcił piękna trasę. Ja u zazdroszczę, ale spokojnie. Mam w zanadrzu coś
ekstra ;)
* * *
Wystarczy zapakować rower do auta, a po przejechaniu 66 kilometrów jest się już w czeskim raju. Nie jestem czechofilem, jak >> Marco Polka <<, bo Czechy tylko uwielbiam, głównie za góry, drogi, piwo i kofolę. Lubię tam jeździć, autem DO, rowerem PO. Taki też był plan na kolejną niedzielę października. W ubiegłym tygodniu eksplorowałem asfalty na zachód od Jesenika, dzisiaj trzeba było zatem pojeździć na wschód. Miejsce startu - Zlate Hory, cel główny - Pradziad, cele pomniejsze - pojeździć po okolicach, ale tam gdzie jeszcze nie było mi dane i kontynuować zabawę nowym aparatem.
Tuż za Zlatymi czeka pierwsza tego dnia rozrywka dla kogoś kto bardziej
lubi podjeżdżać - 6 kilometrów zróżnicowanej wspinaczki 'na Hermanovice',
początek jest przyjemny i delikatny, a gdy już się trochę człowiek zmęczy, to po
4 kilometrach następne dwa są razy bardziej strome (6-7 -> 12%). Jest to
jedyny podjazd, który ze mną wygrał. W zeszłym roku, jeszcze na mtb, dosłownie
na nim umierałem i dałem mu za wygraną, są świadkowie ;) Rok 2013 przyniósł
zmiany w postaci szosy, więc raz dwa i melduję się na Zastavce, za nią
rozpoczyna się łagodny zjazd do Hermanovic. Nie warto pędzić, tylko rozejrzeć
się w poszukiwaniu małego kościółka stojącego nad urwiskiem. Po kilkunastu
minutach jestem już we Vrbnie pod Pradziadem, z którego delikatnie pnącą się do
góry, doskonałą szosą pedałuję do Karlovej Studzianki. Ten krótki odcinek w
kolorach jesieni jest przepiękny, aż nie chciało się jechać dalej.
W tym roku na Pradziadzie byłem już cztery razy, jechałem nań z Opola
(filmik -> http://www.youtube.com/watch?v=tNgoJBQyibU), ze Zlatych Hor (x2)
i Rejvizu. Każda z dotychczasowych jazd miała na celu uzyskanie jak najlepszego czasu wjazdu.
W ciągu roku poprawiłem swój rekord z 53 na 36 minuty. Jest jednak październik,
okres roztrenowania i miejsce na jazdę typowo rekreacyjną, bez spinania tyłka za
każdym obrotem korby. Niby jazda na całkowitym luzie, a czas pokazał, że
coś z formy sierpniowej jeszcze w nodze zostało. 41:41 min. jest moim
drugim wynikiem w życiu. Gdy wjeżdżam szczyt chowa się w chmurach i robi się
zimno. Chowam się w wieży, w nagrodę kupuję ulubioną Kofolę. Warto pamiętać, że
w restauracji na szczycie nie można płacić kartą i złotówkami, parę razy o tym
zapomniałem i trzeba było obejść się smakiem.
W przyszłym roku podobnie jak w obecnym Pradziad będzie jednym z głównych
celów rowerowych. Kuzyn rzucił wyzwanie pobicia jego rekordu wjazdu wynoszącego
30 minut. Będzie ciężko, będzie bolało, zimą trenażer będzie pracował pełną
parą.
Nie lubię zjazdów, bo są nudne, ten z Pradziada taki nie jest. Pierwsze 3
km, to zawsze slalom pomiędzy piechurami, którzy zawsze idą całą szerokością
drogi, jakby nie mogli trzymać się którejś ze stron. Kolejnych 6 to las i jazda
ile noga dała. Przy odpowiednim się złożeniu jest szansa na setkę na liczniku.
Ze szczytu zjeżdżam przez ponad 20 km, daleko za Vrbno. Widoki powodują, że co
kilkaset metrów zatrzymuję się w celach fotograficznych i zmuszam się do dalszej
jazdy. Cała okolica, całe Jeseniki lądują na mojej liście miejsc do odwiedzenia
Każdej Jesieni.
Za Vrbnem kieruję się w stronę Karlovic, po drodze mijam zagrodę jeleni
(tak, zagrodę, od groma jeleni za płotem), pod wrażeniem widoków źle skręcam i
zamiast prosto do Albrechcic idealny asfalt wiedzie mnie do urokliwie położonych
Hyncic. Nadkładam kilka kilometrów, ale w końcu docieram do właściwej
miejscowości, w której wiem, że trzeba skręcić w lewo i jechać w stronę granicy,
ale wypatrywać zjazdu na Jindrichov. Wątpliwej jakości drogą, bo czasem
zdarzają się w Czechach polskie drogi, docieram do Petrovic. Tam zaczyna się
podjazd na przełęcz Petrove Boudy pod szczytem Biskupiej Kopy. Asfalt jest
jeszcze gorszy niż wcześniej, ale to tylko drobne utrudnienie. Za przełęczą
jeszcze tylko kilka kilometrów zjazdu serpentyną do Zlatych Hor i to by było na
tyle. Ostatni Pradziad w tym roku. Piękny jak nigdy, udany jak zawsze. Do
następnego razu góro!
Ślad trasy wraz z danymi ->> KLIK
* * *
Komunikacja
Dojazd go Głuchołazów autem zajmie nieco ponad godzinę od zjazdu z A4 w
miejscu skrzyżowania z DK 46 (Nysa - Opole).
Route 2 357 419 - powered by www.bikemap.net
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz