niedziela, 27 października 2013

Chora niedziela

We wrześniu opisywałem mały, ale urokliwy fragment mojej trasy na brak czasu (link) i chyba pisałem o fajnych widokach, jakie mogą się z tej trasy popełnić. Dzisiaj była ekstra widoczność, więc Sudety prezentowały się w całej niemal okazałości. Sentyment dzisiaj kazał mi patrzeć na ich wschodnią część, bo dzisiaj miałem tam jeździć z Adamem i Tomkiem. Niestety, jak kiedyś, rano patrzę, a to kapeć. To nie problem, ale zły znak. Kapeć naprawiłem w try miga i przypomniałem sobie, że nie mam ważnego przeglądu auta. Dupa z mojego podboju. Może to i lepiej, bo jakoś choroby mnie nie opuszczają i mikrobowe pandemonium wciąż krąży po domownikach. Ale chłopaki pojeździli, więc może w najbliższych dniach Tomek podzieli się materiałem. I kiedy ja sobie stanąłem i patrzyłem, to oni gdzieś tam między Żulową a Javornikiem spokojnie pykali kolejne kilometry. 



Ja natomiast pobijałem następny rekord w jeździe o kropelce i starałem się nie spocić. Efekt - 50 km. W dwie godziny :) ale spoko. Sezonu nie kończę. Sezon kończy ze mną ;)


Powyżej jeden z ładniejszych fragmentów DK 39 między Wiązowem a Częstocicami. I jak sobie tak jechałem i w głowie mi muzyka grała jak zwykle (nie, że słuchawki, po prostu odtwarzałem sobie z pamięci coś, to dzisiaj był to Yann Tiersen - Dark Stuff z płyty Dust Lane. A potem przeczytałem, że w wieku 71 lat zmarł Lou Reed. Kolejny omen - w czasie przejazdu chwilę jechałem razem z cyklistą z Wiązowa (chyba) i opowiadał, że ma sąsiada, co ma w Norwegii rodzinę i jeździ tam na ultramaratony szosowe, i że gość ma super kondycję, i zdrowie, i że ma 71 lat. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz