piątek, 16 sierpnia 2013

Szwajcaria Saksońska / Pierwsza Krew


Nie ma się co oszukiwać. Daliśmy ciała na całej linii (eufemizm). Za późno, za słaby "risercz", za źle. Ale i tak było dobrze. Miało być epicko, trasa 140 km, 2 km wspinania, a było 60 km z dwoma podjazdami. Ale zamiast się mazać, trzeba wyciągnąć wnioski i jechać tam za 3 tygodnie. Ale o tym na końcu. Na początek prosta rzecz - Drezno to piękne miasto, które jest doskonale skomunikowane z nami, gdyż z Wrocławia nie łamiąc przepisów można tam dojechać w dwie godziny. Można też koleją, ale ponieważ kolej jest dla biednych, więc cena biletu za przejazd większym szynobusem to 170 PLN + rower w jedną stronę. To cena z 2009 roku. Teraz boję się zapytać. Jeśli więc nie wiesz, czy jechać do Drezna pociągiem, czy autem, żeby było taniej, to spokojnie możesz zapakować siebie z rowerem do BMW serii 7 z pięciolitrowym V8 i na pełnym gazie dojedziesz tam taniej w ten sposób, niż koleją. Ale ma to wady. Otóż wszędzie są płatne parkingi. Do tego w Pirnie, skąd startowaliśmy, nawigacja jest utrudniona, bo cała część miasta nad Łabą jest w remoncie (po niedawnej powodzi zapewne). Zatem zaparkowaliśmy w Pirnie przy ogródkach działkowych. Za friko.

Wyjeżdżając z Pirny drogą nr 172, nie ma zachwytu. Oczywiście niemiecki porządek jest, ale droga taka sobie, ruch na niej przeogromny, ale to, jak Niemcy traktują rowerzystów, to powinno być wzorem. Żadnych głupich zachować. Jak jest wąsko i podjazd - jadą za mną bez nerwowych przyspieszeń itp. Rowerzysta jest tam na drodze spokojny o życie.

Krietschwitz, pomnik księcia Eugena Wuerttemberga.

No to jedziemy otoczeni przez Niemców goniących do pracy i chcąc uciec w bok w kierunku Łaby (Elbe) w miejscowości Krietschwitz trafiamy na pomnik upamiętniający bitwę, którą tu stoczył Eugen Wuerttenberg w 1813 roku, 26 sierpnia. Poniżej landszaft, na który patrzy popiersie ów księcia. I teraz najlepsze - książę ten mieszkał we wsi Carlsruche, dzisiaj Pokój w gminie Namysłów, którą odwiedziłem w czerwcu. Co ciekawe do Pokoju prowadzi droga z Namysłowa do Opola, która jest równie ruchliwa, niestety kierowcy na niej nie są już tacy mili dla rowerzystów.



A potem było tylko gorzej. Albo droga zamknięta, albo wertepy, albo do dupy. Adam się wkurzył, bo zeszło mu powietrze z przodu, stracił zapał, a przed nami zjazdy. Wielka twierdza Koenigstein (od miasta o tej samej nazwie - link do Niemieckiej Wiki, bo w Polskojęzycznej jest bieda i nie ma rycin) w ogóle nie cieszyła, a właśnie ta twierdza to wrota do bajkowej krainy Szwajcarii Saksońskiej. Ja sobie spokojnie pykam zakręciki i podjazdy, a Adam jedzie na 3 barach w kole (normalnie 8) i stara się przeżyć. Misja widokowa zostaje zastąpiona misją znalezienia pompki zdolnej do dmuchnięcia 8 barów. Oczywiście na ten czas w ogóle odpuszczamy misję "szosówką na kawkę w ładnym miejscu". Ale to tragedia na potem.


Minęliśmy Koenigstein, Czas na Bad Schandau. Ruch na drodze się rozproszył, niemniej jak na uzdrowisko, to aut tu wiele. Wszędzie remonty, ale i most na Łabie i piękny widok w obie strony - na zachód na Koenigstein, na wschód - już Czechy. Masa rowerów, rowerzystów na turystycznych rowerach z dziećmi w wózkach, przyczepkach, doczepach, fotelikach. Parking przy stacji kolejowej w Bad Schandau zabity po dechy autami, ludzie wsiadają do taniego pociągu z Czech z rowerami i dziećmi i ścieżką rowerową (od tego momentu  asfaltową) cisną na wycieczki. To uświadamia mi, jak u nas nie rozumie się pojęcia przestrzeni publicznej. A tam - Czesi, Niemcy, Polacy - wszystkich cieszy świetna infrastruktura, na którą składają się dogadane firmy (koleje niemieckie i czeskie nie mają problemu z rozmowami jak widać), jest czysto, grzecznie i tak dobrze, że dalej nie możemy znaleźć pompki. Aż tu nagle gumolep - pan mówi jednak łamanym pol-ger-angliszem, że jego kompresor tylko 3 bary umie dmuchnąć. Ale że kilometr dalej jest serwis od rowerów. Jedziemy! Serwis jest gdzieś tu jakby ktoś kiedyś szukał w okolicy. Bardzo miły pan dmuchnął Adamowi pozostałe 5 atmosfer i pojechaliśmy dalej.


W końcu ścieżka rowerowa a asfaltu - nie ma aut (na drodze już też prawie nie było), ścieżka ma 3m szerokości, niesie jak szatan. Wcześniej ścieżki były albo z bruku, albo szutrowe, stąd dla szosy to sięnie nadaje, ale cały teren jest do objechania na czymkolwiek - bogaci Niemcy cisnęli na e-bike'ach, biedni bez wspomagania. My na szosach i pomimo bliskości dróg rowerowych kierowcy wciąż nie mieli do nas pretensji, że jeździmy po jezdni. Policja też nie miała zastrzeżeń. U nas często mi się zdarza, że jak jest szerokie, ale dziurawe pobocze, to tiry specjalnie cisną się "na żyletki", żeby mnie przestraszyć. Widokowo - jest dobrze, bardzo dobrze. Jedziemy w kanionie wyrzeźbionym przez Łabę, krajobraz zmienia się bardzo szybko, co chwilę wyłaniają się nagie, pionowe ściany z piaskowców. Bajka.


W końcu Czechy. Jako czechofile jesteśmy w domu. Niestety - we wszystkich hospodach szlag trafił płatności kartą, więc z kawy nici.

Nawet w takim miejscu, jak to. Tu można się rozejrzeć nieco lepiej. Wszystkie perturbacje sprawiły, że przejechaliśmy gówno, a nie dystans. Jesteśmy tu, 30 km, w prawie 2h. Dojazd do Pirny z Drezna zajął nam 2h prawie, więc straty czasowe mamy poważne i dupa z dalszej jazdy. Kawy nie ma, czasu nie ma, mapy nie ma, gotówki nie ma, a karta staje się bezużytecznym plastikiem. Wracamy.


Taki układ - Niemcy jeżdżą przy granicy do Czechów kupować u Wietnamczyków chińskie fanty.


Bad Schandau, w dali widać skałę Lilienstein.


Koenigstein - widok na twierdzę Koenigstein.


Teściowa powiedziała, że w sumie tu nie widać, że to nie u nas. Nawet nie wie, jak bardzo się myli.


A tak wygląda dwóch fanów turystyki na szosach, którzy przegrali życie. Jakie wnioski? Takie:
1. Dobry risercz
2. Sprawdzić 3x punkt 1.
3. Mapa i drobne w walucie
4. GPS - nad tym pracuję, bo nie lubię mieć na kierze rabatki kwiatowej, więc chyba skończy się na Garminie Edge 800.
5. Dobry Risercz

I tak tam wrócimy, dopiero wtedy napiszę sprawną recenzję samego miejsca. Póki co widać, że jadąc tam trzeba mieć trochę czasu - to teren ze sztywnymi podjazdami, nie bardzo długimi, ale wymagającymi. Ścieżki rowerowe są z kolei tak usytuowane, że fani wszystkich innych typów rowerów będą tam przeszczęśliwi. Baza noclegowa jest rozbudowana, na ceny rzuciłem okiem, ale one nie rzucają na kolana. Są podobne do naszych.


Bike route 2 288 341 - powered by Www.bikemap.net

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz