poniedziałek, 10 marca 2014

Gdzieś koło Grodkowa.****


No i stało się. Marzec zapowiada się - przynajmniej w zasięgu wyliczeń synoptyków - bardzo dobrze. Nie pozostaje zatem nic innego, jak kolejne eksploracje beznadziejnych wydawałoby się terenów, by wykrzesać z nich coś dobrego. Tydzień temu był Strzelin - miasto lokalnie kojarzone z granitem i zakładem penitencjarnym, a wczoraj padło na Grodków, w którym teoretycznie jest nic, ale okazało się, że jednak też jest tam filia innego zakładu karnego. Drugi raz z rzędu uprawnia już do nadania jakiejś nazwy, może Tour de Kryminał? Ale zakładając, że nie masz nic do roboty w więzieniu, nie masz do naprawy kombajnu, to może nawet dobrze by było zapuścić się w ten teren. Kilka atutów. A przy wczorajszym, męczącym wschodnim wietrze, byle czym się nie zachwycaliśmy.

Wczorajsza wycieczka to właściwie trip po w dużej części już opisanych tu trasach - DW 378, DK 39, czy innych dróg na południe i wschód od Brzegu (link). Jednak pozostało kilka miejsc, kilka zjazdów z głównych dróg, które zawsze mnie korciły - nazwami miejscowości (np. Jeszkotle - przecież gdy widzisz taki drogowskaz to kiera sama skręca), wspomnieniami z wczesnego dzieciństwa czy jakimiś dawnymi tripami, kiedy paliwo było tańsze od mineralnej i spędzałem całe dnie na "toczeniu" się po okolicy i zdjęciach.

Gdzieś na DW 378. Po 10 km prostej i wmordęwiatru - zakręty.

Gdy wjedziesz do miejscowości o niezbyt obiecującej nazwie Gnojna, poszukaj zjazdu na Gałążczyce (na południe) Wyjedziesz za wieś i trafiasz w kompletnie inny świat. Delikatne pogórki, które towarzyszyły do tej pory (obojętnie z której strony by nie jechać) nagle trochę rosną, a droga zaczyna ładnie kręcić się w lesie. I - co nas zaskoczyło - asfalt był jak tafla szkła. I w końcu nie wiało chwilę. W lesie czysto, ptaki - jak na tę porę roku - nie śpiewały, tylko "darły dzioby". I żadnych aut. Jechałem tędy z dziesięć lat temu i pamiętałem, że tu było coś fajnego i dojazd do zaniedbanego pałacu. Piękny asfalt potem ustąpił miejsca niego gorszemu, ale bez dramatu. Za lasem piękne widoki i potem droga gwałtownie odpada, tak więc do Gałążczyc wpada się, a nie wjeżdża. Zjazdu na Wójtowice nie jest łatwo minąć, bo jest na szczycie podjazdu, więc będziesz mieć czas na reakcję ;)


Za wsią droga zamieniła się w taki kamienisty asfalt - równy, ale taki trochę jak gęsia skórka. Jakiś miłośnik obcych kultur wymalował na jezdni wielki symbol "szczęśliwych Hindusów", zrobiłem zdjęcie, ale nie wklejam na blog, bo jak się znajdzie ktoś, kto nie zgadza się z orzeczeniem białostockiej prokuratury na ten temat, to może poczuć się urażony. A po co. Jedziemy w księżycowym krajobrazie - pagórki i wielkie pola wierzby energetycznej, które teraz - jeszcze bez liści - wyglądają kosmicznie. Ale nie wiem czemu, nie mam zdjęcia. I wśrdód tych wierz wyrasta wzniesienie. Piękne zabudowania pałacu i otaczajacych go zabudowań, ale... cholera. Wszystko odremontowane. Nawet ktoś się wziął za wielki staw. To wieś i pałac Sulisław. Wygląda monumentalnie. Ktoś kupił i "zrobił" wieś od nowa. Jest ogólnodostępny park, pałac, widoki. Ładnie. 



Nie ma mowy, żeby nie strzelić foty z rąsi. Ale robię to bez hejtu, bo ktoś odwalił kawał solidnej roboty, nawet jak komuś nie pasują do siebie pruskie pałace i ajurwedyjskie spa. Dziesięć lat temu miałem obawy, czy ten pałac nie skończy jak 98% innych tego typu obiektów, których tylko dzisiaj minęliśmy ze dwadzieścia, jak nie milion. Rozmach prowadzonych inwestycji trochę onieśmiela. I to w sumie - gdzieś na końcu świata. Ale nie było parasoli, nie było jak się napić kawy więc na ten moment zawiesiliśmy lekki foch i pojechaliśmy szukać spożywczego szczęścia do Grodkowa.

Tu jest wspomniany łącznik:



Chwilę po dojechaniu do Wójtowic naszą uwagę przykuł drogowskaz na Otmuchów i kolarz, który machając nam pogonił sobie z wiatrem w plecy właśnie tamtędy. Ale nie dzisiaj. Łukasz idzie na mecz, ja dzisiaj pilnuję swojej progenitury i jakbym się spóźnił do domu, to z szosy by mi został tylko blog ;) Grodków mnie zawsze zachwycał. Na Google Maps zobaczcie na układ miasta - idealny. Są mury obronne, bramy do miasta, ładny rynek (dużo kamienic powojennych, ale układ pozostał) i jest czysto. Ale nie ma kafejki.



Dojazdówka w Grodkowie od obwodnicy (tak! Grodków ma piękna obwodnicę, a Oława, choć jest czterokrotnie większa i ma "swojego" posła w Sejmie - nie ma) do rynku położyli asfalt, na którym mogły by się ścigać bolidy F1. Coś fantastycznego. Ale tylko do przejazdy kolejowego ;)



Nie ma kawy, nie ma eklerów. Ale jest spoko.


Ale są lokalni cykliści. Schowek na parasol - może kogoś natchnie, kto porusza się miejskim rowerem. Pokrowiec z krowy już dobrze wyślizgany. Prawie jak Brooks.


Z Grodkowa - licząc na wiatr w plecy - polecieliśmy na Wierzbnik i Jankowice Wielkie. Racząc się w końcu prędkością około 40 km/h minęliśmy druida pijącego szarobrązowy eliksir z mętno-rudej butelki PET. Asfalty gładkie i wszystko było by ok, gdyby nie to, że wiatr, który się trochę wzmocnił - postanowił zmienić kierunek, a nam plany. Miało być 130 km, wyszło 103. Ale odcinek piękny - jest już mało pagórków, zakrętów już też niewiele i w ten sposób dociera się do pętli opisanej jesienią ubiegłego roku (link), więc jak lubisz długie proste i widoki płaskiego horyzontu (ja na przykład lubię, pisałem o tym) to jesteś w idealnym miejscu. O tu (link).

To ten fragment:






Wróciłem do domu. Wiatr na te 103 km pożarł mi 3000 kalorii, więc począłem je szybko zdobywać, bo nie lubię mieć długów. W tiwi włączyłem kolarstwo, Valverde właśnie pokonuje ostatnie 4 km do mety. Takie kolarskie święto. Wcinam orzechy brazylijskie i myślę, że przeżyłem dzisiaj ładna trasę. I w głowie zaczęło mi świtać, żeby czerwcową imprezę ogarnąć właśnie gdzieś tu, bo w sumie pojechać do Czech i zachwycić się, to nie jest wyzwanie. Ale wykręcić fajną trasę w tej okolicy - no, to już jest trudne, choć nie niemożliwe.

Dla kogo.
Dla każdego. Mijaliśmy szosowców, mijaliśmy sakwiarzy. Możesz mieć mtb i poskracać sobie część dróg polniakami, możesz zahaczyć właśnie o Jeszkotle (zjazd z Gnojnej) i nie będziesz musiał wracać, bo tam jest tylko jedna droga ;).

Jak dojechać
Bardzo prosto. Możesz na przykład sobie pojechać rowerem, gdy - o czym często słyszę - kierownik szynobusu na linii Brzeg - Nysa nie wpuści Cię z rowerem do składu. Nie - to nie, łaskie bez - masz piękną okolice po drodze. A sam Grodków jest mniej niż "dychę" od zjazdu z autostrady A4 na Brzeg i Nysę. Bez problemu możesz też dojechać szosą z Opola czy Wrocławia, gdy robisz sobie jednodniową wyrypę w świat. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz