Oczywiście jak masz czas, dużo czasu - cały dzień - to nie jest to wielkim wyzwaniem. Ale staje się wyzwaniem wtedy, gdy musisz pogodzić szereg trudnych do pogodzenia rzeczy. A więc jest ciepła niedziela po ulewnej sobocie, jest 5.05 rano i właśnie dzwoni budzik. Lepiej. Jest od razu motywacja do wstania, choć chwilę temu musiałem ukołysać młodszego syna. Cicho wstaję, w kuchni tradycyjne śniadanie na gazpędną owsianką na wodzie z rodzynkami i jogurtem, pakuję klamoty do auta i jadę na wrocławską Leśnicę, żeby punkt o 7.00 z kolegami, którzy mają mniej więcej podobnie jak ja, zrobić do obiadu trasę. Wszystko jest git, za wyjątkiem tego, że jest maj, a mnie rozwaliły mikroby i alergia. Ale jadę. Zawsze w takich momentach odpuszczałem, a potem i tak byłem chory i tak. Więc skoro mam być chory, to przynajmniej będę mieć co wspominać :)
Tekst i zdjęcia: Szosowaszosa
Generalnie trasa zbliżona do opisywanej we wrześniu (o tu) pętli przez Przełęcz Tąpadła i wsi Pożarzysko, dwóch kultowych miejsc dla cyklistów poruszających się na szosie. Poniżej na mapie warto omówić kilka z nich. Tym razem link do Stravy jest tu, bo coś nie chce się ona dzisiaj dogadać z Bloggerem. Pewnie to wina tego drugiego :) Link udostępnił Adam, gdyż - jak zwykle - zapomniałem naładować baterie do Dakoty i umarła na 116 kilometrze.
Droga z Pankowa do Wilkowa - generalnie do rozpoczęcia podjazdy do Przełęczy Tąpadła wszędzie widko są super. Ale tu jeszcze widać niemal całe Sudety, Ślężę, Radunię i falowania terenu. Ruch znikomy, asfalt świetny. Po drugiej stronie DK 35 było miejscami dramatycznie, ale głównie na podjazdach, więc do przeżycia. Fajne jest to, że powoli wracają w te rejony uprawy winorośli. Winnice w połączeniu ze starymi sadami dają ciekawy klimat i aż chce się jechać.
Zjazd do Sobótki z podjazdem pod Strzegomiany może wycisnąć trochę sił i mnie "wycyckał" do cna. Z inhalatorem w łapie jakoś dałem radę, niemniej byłem słaby bardziej, niż zawsze, kiedy jestem słaby. Dałem może trzy zmiany, a tak siedziałem sobie cicho na tyłach i przepychałem. Kiedy było lepiej - łapałem w nozdrza moje dwa ulubione zapachy pogranicza wiosny i lata - właśnie kwitną robinie akacjowe (mylnie nazywane akacjami), no i zapach z dzieciństwa - dzika róża. Są dla mnie jak kocimiętka dla kota :)
Z drobnymi wyjątkami drogi na trasie są w super stanie. Niestety tam, gdzie jest dramat, to jest on megadramatyczny. Najbardziej wkurzające są oczywiście łaty z takich głupich kamyczków zalewanych cholera wie czym (eufemizm). Ale w drodze do Mietkowa tego nie było. Morze pól za to było.
Do momentu, w którym zaczęły się jakieś dłuższe podjazdy jechaliśmy nawet całkiem szybko. Emerycka wycieczka panów w wiośnie wieku średniego (35+) planowana była "pojedziemy na spokojnie" zamieniła się w ciśnięcie pod 40 km/h. Ale warunki sprzyjały, wiec jak nie skorzystać z takich dobrodziejstw. Tym bardziej, że trasa z Leśnicy do Kątów Wrocławskich jest, co by nie mówić, lekko nudna. Przynajmniej na początku wycieczki mieliśmy wybór, na końcu już nie bardzo ;)
W oddali Pożarzysko. Oczywiście po wspinaczce okazało się, że i tym razem sklep był nieczynny :) no cóż, to tylko znak, że godziny naszych wojaży są dla niektórych niezrozumiałe ;)
Od Zebrzydowa widoki - do tej pory już piękne - stają się obłędnie piękne, aż walą po oczach. To dobra przeciwwaga, bo asfalt wali po d...pie. I tak jest on o niebo lepszy jakościowo niż większość ścieżek okolic Gromnika, które opisałem przed tygodniem.
O, tak dobrze. Jeszcze tylko Tąpadła i będzie kawa z ciachem...
...i suple :)
Ruszyliśmy z Sobótki na Środę Śląską, po znakach drogowych. Asfalty były ot takie se. Za to mój stan pogorszył się i chyba tylko głód roweru powodował, że nie pieprznąłem wszystkim i nie zamówiłem taksówki. Wiatr w oczy non stop. Jak wyszedłem na zmianę, to na chwilę. Adam miał "dzień konia", więc szedł jak szatan, a ja... lepiej nie mówić. Mój stan był tak zły, jak stan naładowania baterii w Dakocie. Tu - zgasła 2 sekundy po zdjęciu. Od Kostomłotów do Środy Śląskiej piękna szosa, wśród pagórków, gładka, mały ruch, choć powoli robiło się gorąco - jeszcze żyłem.
Środa Śląska to miasteczko o pięknej zabudowie i aż żal, że tak rzadko tu bywam, bo ma się czym pochwalić. Przed dwoma laty robiłem tu zdjęcie do cyklu, w którym fotografowałem ulice Oławskie w miastach w Polsce. Że ja głupi do rynku nie dojechałem. W ciągu najbliższych tygodni zrobimy trasę przez Środę Śląską i prawdopodobnie przed Jawor, Lubiąż, Wołów i Brzeg Dolny, więc będzie bardziej o samych miastach. Na średzkim rynku po zakupach wchłonęliśmy nieco cukrów i jechaliśmy na zamknięcie pętli już doliną Odry. Tereny ładne, choć płaskie, jednak asfalty przedramatyczne, a ich ukoronowaniem był stromy podjazd w Brzezince Średzkiej. Choć bardziej zmartwił mnie starszy pan na jakimś starym mtb, który nam siadł na koło a potem jeździł sobie między nami jakby w ogóle nie musiał się wysilać. Jednak jego łydy zdradzały, że to nie niedzielny cyklista, tylko jakiś lokalny rzeźnik. Cóż - takiej starości to ja się nie boję i takiej sobie życzę :)
No i tak. Kuba - Adam i ja. Jak widać to nie jesteśmy typami atletów, ale za to udało się przeżyć ten wypad i zamknąć w czasie ruchu nieco ponad 5h, kiedy inni walczyli z resztkami po śniadaniu i nastawiali wodę na makaron do rosołu. Było doskonale jeśli idzie o rekreację. Dzisiaj (dzień po) czuję, że choroba odpuszcza, choć nie polecam totalnego skatowania się w czasie złego samopoczucia jako leku na choroby ;) Mam co wspominać, ale następnym razem takie hardcory odpuszczę, jeśli nie będę w pełni zdrów. Następne niedzielne stopięćdziesiątki już niebawem, więc trzymaj rękę na pulsie i karnij się z niami. Na fanpejdżu będzie informacja, mam błogosławieństwo od Cyklisty w Warszawie na rozkręcenie dolnośląskiej edycji La Grande Boucle 150, więc 150 km, ale bez mega ciśnienia 7 godzin z przystankiem.
Jade, kradne szose 26cali o wartości okolo 8000zł i jade:)
OdpowiedzUsuń