No i stało się. Rower czekał cztery dni na objazd, a pogoda i karma robiły wszystko, żeby się nie udało. Dzisiaj (20.09.2013 - przyp. red) w końcu nie lało, a zwykła wichura zastąpiła silną wichurę. Nic, tylko wsiadać i jechać.
Na początek ważna uwaga - rozmawiając z Kellys Polska zaproponowano mi, żeby objeździć drugi od góry model na kompozytowej ramie i pełnej Ultegrze. Spoko - żaden problem, ale celowo poprosiłem o coś najtańszego. Istotą tego bloga - póki co - jest to, żeby czytelnika trochę zaktywizować. W najbliższym otoczeniu non stop słyszę teksty typu "teraz nie jeżdżę, zbieram kasę na Pinarello", "jak kupię XXXX to będzie YYYY". I to od ludzi, którzy mają w domu telewizory i termomixy. Zatem ta recenzja jest dla tych marud, które chciałby, a boją się. Jest także dla ich partnerek i partnerów, dla niezdecydowanych, dla tych, którzy może jeszcze nie wiedzą, że szosa nie oznacza żylastego typa, ale że jest dla normalnego człowieka, który chciałby sobie turystycznie jeździć, coś pozwiedzać, a może po prostu cieszyć się tym, że kręci pedałami, a pędzi jak szatan. Na ambicje zawsze przyjdzie czas, ale od czegoś trzeba zacząć. Trzeba zacząć w ogóle, to najważniejsze.
Co tu jest.
Kellys ma w ofercie ameliniowych szos trzy modele oparte na tej samej ramie, różniące się - głównie - osprzętem. Najtaniej oczywiście Sora (ARC 10), potem Tiagra (ARC 30) i 105 (ARC 50). Na ten rok zgodnie z panującymi trendami, ramy pomalowano tak, żeby nazwa marki była koniecznie na dole dolnej rury, a przewody schowane wewnątrz ramy. Jeżdżony egzemplarz miał pełną grupę Tiagry, kompaktową korbę, koła na piastach Tiagry i obręczach Kellysa, siodło też markowane logo KLS (komponenty Kellysa) i sztyca, mostek i kiera to popoularne komponenty od Ritcheya. Coś, czego często brakuje w tej klasie cenowej to np hamulce z tej samej grupy - tu też są to Tiagry. Za to łańcuch to KMC i to później opiszę jako wadę. Opony to podstawowe szosowe Schwalbe. Wszystko ładnie skomponowane i podane na tacy.
Całość ładnie się prezentuje. Nie tylko w nocy - żeby ubiec hejterów.
Jak to jeździ.
Najprościej napisać - jeździ tak, jak podaje noga ;) ale rower jako całość jest dość komfortowy. Oczywiście ludzie na forach naczytali/napisali się o demonicznej stronie alumelinium, że sztywne, trzepackie, samo zło. A tu guzik, bo aluminium dobrze zaprojektowane na nie-za-potężnych rurach jest bardzo miłe. Rower ładnie pochłania przejazd przez kostkę brukową, ale gorzej rozprasza drgania o wysokiej częstotliwości, np jadąc na "szorstkim" asfalcie, takim z kamykami. Ale nie ma dramatu - to że gorzej je rozprasza, to nie znaczy, że jest źle. Źle natomiast jest z tym, że linki schowane wewnątrz ramy zachowują się jak struny i na takim "wysokoczęstotliwościowym" asfalcie drażnią po prostu. Czasem miałem wrażenie, że to specjalna praca akustyka, który zrobił z ramy coś na kształt pudła rezonansowego, z linek - struny. Po co? Po to, że jak jedziesz po kiepskim asfalcie, to żebyś o tym wiedział, bo na tyłku i dłoniach tego nie poczujesz.
Czasami trafia się na drogi, którymi bałbym się iść piechotą.
Bruk na rynku w Wiązowie - tutejsi ludzie już chyba przyzwyczaili się do widoku szosowców, którzy albo starają się "przepchać" rower, albo pędzących ile wlezie z zaciśniętymi zębami (i oczami). Cel jest jeden - przeżyć.
DK 39. Nie można ominąć.
Kolor fasady sklepu to czysty przypadek. Wcale nie kierowałem się malowaniem ramy.
Poprosiłem kuzyna, żeby zrobił kilka zdjęć. Ja będę jechać powoli, żeby on zdążył zrobić fotę. Niestety, jakbym wolno nie jechał, wiecznie wylatywałem z kadru. To chyba dobra rekomendacja dla roweru szosowego :)
No to tak - każdemu temu, kto ma do wydania około 4 tyś zł. Do wyboru jest już całkiem wiele konstrukcji. Wielkim plusem w Kellysie jest homogeniczny osprzęt, co niestety nie jest typowe u konkurencji. Dobrą robotę robią hamulce, bo często producenci oszczędzają na tym elemencie w tej klasie cenowej. A kto nie jeździł na szosie nigdy niech wie, że rozpędzić się na byle zjeździe do ponad 60 km/h to nie jest jakiś wielki problem, w przeciwieństwie do hamowania. Tu hamulce działają, a do tego można im dać jakieś mocniejsze klocki, poprawiając i tak już dobrą ich efektywność.
Kwestie ścigania - jak jest noga, to czemu nie. Na pewno będzie to wymagało inwestycji w lżejsze koła, nawet ręcznie składane, np w krakowskim Velotechu (żeby od razu nie celować w drogie komplety od Mavica czy Fulcruma, bo tanie zestawy ich kół nie wniosą niczego przełomowego, natomiast w granicy 1000 zł można już złożyć pod siebie bardzo lekki zestaw). Drugi komplet kół nigdy nie zaszkodzi. W Czechach na wyścigach widziałem wielu kolarzy na aluminiowych ramach, z pedałami mtb i spokojnie jadą zajmując wysokie pozycje, więc jak się nie uda, to nie będzie to wina roweru :).
Kwestia turystyki i zwykłej przyjemności z jazdy - to wg mnie naturalna zdolność tego roweru. Jeśli chcesz kupić nowy telewizor - lepiej kup rower. W tej samej cenie zobaczysz nowe rzeczy, z nowej perspektywy, a do tego nie zmęczysz się strasznie (no chyba, że chcesz), a raty wyjdą takie same ;).
Rower w sam raz dla mnie, gdyby nie to że już podobny mam. Zgadzam się ze wszystkim co napisałeś w podsumowaniu. Zdecydowanie nie trzeba pchać się w karbony, żeby czerpać przyjemność z jazdy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
tj
Oczywiście - aluminium nie jest złym materiałem - jest za to stosunkowo tanim materiałem. Problem w tym, że można zrobić do dupy ramę z karbonu, ale też świetną ramę z aleminuminium :) Marki kojarzone z wysokim poziomem mają w ofercie aluminiowe szosy, jak choćby Canyon czy Rose. Są też aluminiowe odpały jak tu: http://roadcyclinguk.com/gear/kinesis-racelight-aithein-road-bike-review.html
OdpowiedzUsuńja ujezdzam RedBull na 105 -> rower marki Rose alu. Kupilem jak nowy uzywany za 3200 - jezdzi po prostu super.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń