Plan był taki, żeby nie powtórzyć błędu sprzed dwóch tygodni i nawet, jeśli zabieram szosę "przy okazji", to nie dać się zaskoczyć. Zatem szybkie sprawdzenie okolicy, gdzie miałem nocować, pobranie śladu na nówkę Garmina Dakotę 20 i lecimy. Plus dla natury, że znowu zrobiła mi fajną pogodę pomimo zapowiedzi, że miała być zła. Fajną sprawą na niemieckich szosach jest to, że nawet jadąc po mokrych asfaltach, dolna rura ramy nie była obłocona. Kilka chlapnięć od rozjechanych pomrowików, a tak to nic. Czysto.
Bike route Hermsdorf - powered by Www.bikemap.net
Miałem niewiele czasu, nocowałem niedaleko lotniska, więc spośród tras wybrałem jedną, 90 kilometrów z małych hakiem. Oczywiście co portal to inne przewyższenia, ale Garmin pokazał 630 m wspinania i tyle samo zjazdu.
Komunikacja
Drezno jest super skomunikowane, o tym już pisałem. Bliskość autostrady powoduje, że miasto aż prosi się o odwiedziny. Jak masz dość spacerów do Zwinger i znasz już każdy bruk w centrum, to weź szosę albo przełajówkę. Albo od biedy coś innego, ale nie będziesz się nudzić.
Ruch na trasie
Ja jechałem w niedzielę w godzinach między 7 a 10 rano. Czasem pół godziny nie minąłem żywej duszy w czymkolwiek. W dni powszednie też nie ma tu dużego natężenia ruchu.
Co można zobaczyć
Jadąc od Weixdorf (gdzie jest zylion fajnych hotelików, małych restauracji i w ogóle jest przytulnie) to pierwszą rzeczą będzie pomnik poświęcony ostatniemu zabitemu tu wilkowi z 1740 roku.
Pomijam ładność saksońskiego krajobrazu wraz z jakością szos - to jest norma i już dość ochów i achów (dlatego tylko 3 gwiazdki). Kolejne fajne miejsce to Laußnitz - niby nic nie ma, ale zahaczamy o teren zamieszkany przez Serbołużyczan, których lokalnym centrum jest oddalone o 50 km Bautzen (Budziszyn). Dalej - Königsbrück - niestety nie miałem czasu na zwiedzanie, ale jak Ty masz - zobacz. Rynek spowoduje opad szczeny. Dalej zaczynają się po prostu ładne wsie, których architektura, plan jest identyczny z "naszymi", dolnośląskimi i śląskimi. Oczywiście jest czysto ładnie.
Jest cała masa słupów granicznych, które u nas są pewnym rarytasem, choć nie widziałem tych najstarszych, to wiele z nich stanowi do tej pory punkty orientacyjne, a starymi traktami poprowadzono szlaki rowerowe. Co ciekawe - szlaki te mają nawierzchnię mineralną i spokojnie można nimi się przemieszczać komfortowo wszystkim, co nie jest szosówką.
Kolejna ciekawostką, którą często możemy spotkać na tzw. "ziemiach odzyskanych" są obeliski poświęcone poległym w I Wojnie Światowej. U nas o ile nie zmieniły przeznaczenia (np. na kapliczkę lub element fundamentu), to są najczęściej w złej kondycji.
Natomiast sama trasa czasem była nudna - kilka prostych odcinków w lesie, czasem nawet z nierówna nawierzchnią. Ale większość trasy, co widać na wykresie, to lekkie falowania, gdzie podjazd kończy się zanim pomyślisz o zrzuceniu z blatu. Tu było inaczej - zrobiłem zdjęcie zanim musiałem kierownicą kontrować ruchy nóg. Ale dojechałem na blacie :)
Na drodze z Ortrand w kierunku zamknięcia pętli krajobraz znacznie bardziej faluje, niemal bez płaskich odcinków, a szosy pięknie wiją się wśród rolniczego krajobrazu. Pierwszy raz widziałem tak blisko dzikie orły, które komicznie chodzą po wylądowaniu. Chyba orły. Ta część trasy, właściwie te kilka kilometrów do drogi 97 chyba najlepiej zapadną mi w pamięć. No i ta dębowa aleja, z jednej strony pastwisko, z drugiej staw. Coś pięknego.
I jeszcze...
Wokół trasy nie ma zbyt wiele punktów na inne hedonistyczne przyjemności, ale we wspomnianych miasteczkach jest wiele miłych restauracji. Jest wiele miejsc idealnych na piknik, tzw przestrzeń publiczna jest tam niezwykle drobiazgowo przygotowana i mimo wszystko nie czuje się sztuczności, o której czasem można przeczytać w recenzjach tras choćby z Austrii. Mieszkańcy Saksonii - jak nie ma tłoku, to zawsze albo pomachają, albo zawołają z jakimś innym przywitaniem. Minusem tych terenów jest to, że jeszcze nie ma ich na Google Street View. Niestety trzeba wybrać się tam osobiście.
Całkiem przyjemne widoczki:)
OdpowiedzUsuń