piątek, 6 września 2013

Garmin Dakota 20 - nawigacja na szosie. Część 1.



Po sierpniowym szybkim i nieudanym podboju Szwajcarii Saksońskiej, który opisałem na blogu, wniosek był jeden - nawigacja nie jest fanaberią, tylko koniecznością. Pozostało tylko nie popełnić kolejnego błędu i kupić taką, która będzie spełniać kilka funkcji jednocześnie. Najważniejsze z nich to:
- mapa :)
- funkcje licznika precyzyjniejsze, niż te w Endomondo
- ma być zgrabna żeby nie rozwalać mi stylówy (o ile można tak mówić w przypadku roweru na stopiątce, ale generalnie chodzi o to, żeby kiera nie wyglądała jak u sakwiarza jadącego wokół świata).

Kolega Adam nie miał ciśnienia na pełną mapę, więc kupił Edge 500 i spoko - małe, zgrabne urządzenie treningowe z opcją wgrania zaplanowanej ścieżki poprzez Garmin Connect (tam ja sobie rysujesz na mapie i wysyłasz do urządzenia) i pośród informacji o nachyleniu drogi, prędkości aktualnej/średniej i masy innych masz mały szlaczek ze strzałką i podążasz po trasie. Teoretycznie jest tego aż za wiele dla szosowca zajawkowicza (to taki ktoś, kto chce wyglądać jak pro, ale jeździ turystycznie, a między punktami ciśnie jak pro lub tak mu się wydaje), bo do tego oczywiście można wpiąć czujniki działające z ANT+ (kadencja z prędkością na tylny kole, puls, pomiar mocy kompatybilny z ANT+). No dobra, ale co w przypadku, gdy mam zaplanowaną trasę, ale umiejętności czytania w języku Niemieckim nie pozwoliły by na przeczytanie informacji, że dwa z trzech mostów na trasie są w remoncie? Wtedy dupa - błądzisz. 

Rozwiązaniem byłby Garmin Edge 800 lub 810, jednak jego funkcje treningowe są już równie ogromne, jak zaporowa cena dla zajawkowicza, trzykrotnie wyższa od gołego Edge 500 czy Dakoty 20. 

Dakoty 20 nie mam zamiaru używać jako narzędzia treningowego, bo mam dobry pulsometr, który dostałem w prezencie od żony więc nie chcę już go wywalać z kierownicy, bo było by jej smutno. Precyzja pomiaru prędkości i odległości w Dakocie jest bardzo dobra, więc nie muszę mieć pozostałych czujników. Prędkość łapania satelitów - kilkanaście sekund od włączenia. Ekran działa super i jest super czytelny w pełnym słońcu. Na zdjęciu powyżej widać pewną ziarnistość ekranu, od której odzwyczaiły nas ekrany smartfonów, ale w pełnym słońcu smartfon nie ma szans. Nie ma szans też w tej konkurencji - bateria. Dakota na dwóch sztukach akumulatorów Eneloop działa około 24 h non stop. Mój HTC z włączonym Endomondo i GPSem - 5h. Do tego odpal mapę, gdy jesteś w roamingu - koszty Cię zjedzą. 

Problem w tym, że ta nawigacja nie używa się tak łatwo, jak by się tego chciało po doświadczeniach z Google Maps czy nawigacjami samochodowymi. Tu trzeba już mieć lekkie pojęcie lub czas na czytanie instrukcji. Ja jeszcze go nie miałem. Ale poradziłem sobie.

Bazowa mapa świata wgrana w urządzenie jest nieprecyzyjna. Np w niedzielę jadąc na północ od Drezna szukałem przejazdu pod autostradą 13 Drezno - Berlin, tymczasem wcale ich nie było, a droga była przesunięta 300 m względem tego, co w tej mapie było pokazane. Problem rozwiązał się sam za pomocą darmowej mapy z projektu OpenStreetMap.org - bajecznie łatwy w obsłudze i kompatybilny z urządzeniami Garmina poprzez wtyczkę http://garmin.openstreetmap.nl/ - wybieracie fragment lub całość, klikacie 'ok', potem dostajecie maila z linkiem i pobieracie paczkę z mapą. Jak macie dużą kartę pamięci w nawigacji to można od razu cały świat, jak ktoś nie lubi niespodzianek. Ja załadowałem całą Polskę, Niemcy, Czechy i Słowację. Wyszło 90 MB. 

Co jest w tym urządzeniu minusem? Mocowanie do kierownicy. Kosztuje absurdalnie dużo jak za płytkę z plastiku i dwie trytytki - 70 zł w sklepie stacjonarnym. I jak nie założysz urządzenia, to bardzo psuje ona (ta płytka) estetykę mostka, a to mnie drażni.


Ja sobie poradziłem dwiema gumkami. Wiem, wygląda to trzepacko, ale działa. Jedna gumka spokojnie utrzymywała urządzenie, ale dałem dwie, gdyby jedna chciała pęknąć. Rozwiązanie docelowe to dwa pomarańczowe oringi - będzie pod kolor, a i łatwo zdjąć kiedy nie jest potrzebna, a przecież nie zawsze muszę ją wozić, a nie zostaje uchwyt na mostku czy gdziekolwiek, bo lubię mieć czysty kokpit. 

Pliki GPX z Dakoty są kompatybilne z Endomondo, więc jak ktoś - tak jak ja - woli prostotę tego rozwiązania to nie ma problemu. 

Tyle na początek. Jak już poznam Dakotę bardziej na kilku dzikich wyjazdach, zdam bardziej szczegółowy raport. Czuwaj.

2 komentarze:

  1. Jakieś nowe spostrzeżenia?:)

    OdpowiedzUsuń
  2. tak, jest ich trochę, ale zbieram je, by finalnie sklecić z tego jeden duży artykuł. Generalnie na szosie z mapą openstreetmap.org nie ma problemów. Urządzenie jest bardzo precyzyjne w porównaniu z nawigacjami w smartfonie. Natomiast zawodzi trochę to, że nie można sobie skonfigurować pod siebie ekranu, jak np w Edge 705/800. Nie mogę też wyklikać, czy pokazuje i czy zapisuje informacje o nachyleniu, czasem by się przydały. Przy odpaleniu komputera podróży - nie pokazuje przejechanej odległości - pokazuje ją przy kompasie podróży. Ot takie głupoty. Nie jest to na bank urządzenie dla sportowców i tu widać ogromną różnicę wobec chociażby Egde 500, więc jak ktoś myśli o urządzeniu treningowym, to nie Dakota. Na wszelkie inne aktywności - póki co jest świetna i wystarcza. :)

    OdpowiedzUsuń