niedziela, 22 czerwca 2014

pętla na brak ambicji.***


Właśnie skończył się kolejny długi weekend i całe szczęście, bo ostatnio jest ich tyle, że nie ma kiedy pracować. Ja może nie jestem typem stachanowca, jednak mając mało pracy - cierpię :D. Wszystkie moje weekendowe plany wzięły w łeb, więc pozbyłem się ambicji i jeździłem sobie jakoś niedaleko od domu walcząc w wiatrem szalejącym od czwartku. A wiatr ten dzisiaj rano przybrał już najcięższą formę i new.meteo.pl podawało, że porywy będą sięgać 56 km/h. Nie znam się, ale podczas zjazdu, jadąc pod wiatr, zatrzymywałem się bardzo skutecznie. Za to zwykła jazda pod wiatr, po płaskim, wywoływała jakieś dziwne wyniki na pulsometrze. 


Nie będę sie rozpisywać o konkretach, bo w sumie - jak widać powyżej, są to już objechane i opisane trasy. Zboczyłem kilka razy zobaczyć w kilka miejsc rzeczy, które sobie od kilku lat obiecuję zobaczyć, a które są tak niby blisko, że wiele razy je omijam. "Następnym razem". A tymczasem to zło, bo te całkiem niejakie z pozoru miejsca są wyjątkowo ładne i warto zahaczyć. Może nie aż tak, żeby jechać tu specjalnie na wycieczkę z Helsinek, ale z Wrocławia czy Opola - jak najbardziej warto. Ponieważ przez ten długi weekend kilka razy robiłem różne konfiguracje tej trasy, więc dzisiaj coś na miarę "the best of z ziemi grodkowskiej do wiązowskiej".

Wieś Młodoszowice. Blisko A4, zjazd z idealnie ładnej DW 401 Oława - Nysa. Ładnie.

A teraz uwaga - Bąków. Tu za Młodoszowicami. We wsi można odgrywać Walońską Strzałę.

Wawrzyszów -> Zielonkowice. DW 378. Pięknie.
Tu - na wzgórzach, sosnowe lasy kryją wiele ciekawostek.

Lubcz. Niedaleko Grodkowa.

Gnojna -> Jutrzyna. Wiało przeraźliwie, ale widoki wynagradzały trud.

Pan Szklarz i Pan Fotograf ;) Okazało się, że nie tylko ja korzystam z komfortu niedzielnych poranków.

Na koniec dnia niby poza rowerowo, ale...


...mój kuzyn ma dość życia w dotychczasowej formie. Przeszedł na szosową stronę mocy i prawdopodobnie niebawem będzie mieć ładną stalówkę. Nie jakiś custom, ale poniekąd kultowa. Ale to działa w dwie strony. Obaj jesteśmy uzależnieni od dobrej czekolady. Ale musi być wypas. 

Chociaż nie musi ;)


Oczywiście nie musi nikogo obchodzić, że mój młodszy syn ma już rok za sobą, bo jaki ma to związek z szosą. Otóż ma - rok temu, w niedzielę, 23 czerwca, budzik zadzwonił o 5.00, zjadłem pro owsiankę, nadmuchałem dętki i prawie wychodziłem z domu, żeby pojechać na Ślężę na Mistrzostwa Polski, gdy żona zakrzyczała, że raczej słabo, bo wody jej odeszły. Więc nie pojechałem. I za tydzień też nie pojadę, bo będę w szkole. Moje podejście do planowania długoterminowego jest raczej swobodne, jednak plan jest taki, ze może w 2015 roku się uda. 

Tak jak nie da się grać w karty bez papierosów, tak nie da się jechać szosą bez muzyki. Oczywiście nie w słuchawkach, ani nie z wrzeszczącym telefonem a'la "hiphop na przystanku prosto z motoroli", tylko z taką muzą "nagraną" do mózgu i z tego "mózgu" odtwarzaną. Wczoraj kolega, dobry fotograf i muzyk, podesłał mi takie wykwity od Alessandro Cortiniego. Cud miód i poziomki. Czuwaj! 

BTW planowania - być może pojawi się za tydzień fajna trasa między Czechami a Słowacją. 45 km, 1500 metrów w górę. W nadziei że uda - pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz