czwartek, 5 czerwca 2014

Zdarzyło się w niedzielę wieczorem. Alpenstrasse II. ****

Akurat była niedziela, późne popołudnie. Szosa od 3 tygodni marniała pod prześcieradłem w „rowerowni”. Powietrze w oponach schodziło stopniowo, rower zapadał się pod swoim ciężarem w betonową podłogę swojej przechowalni milimetr po milimetrze. Łańcuch pokrywał się kurzem i mikrobami. Rowerowy „baranek” zakręcał się bardziej i bardziej ze złości, że nie może oglądać pięknego wiosennego świata.

Tekst i zdjęcia: Marta Kominek - MarcoPolka

Aż zlitowałam się nad swoim losem i nad losem FOCUSA. W końcu „bycie negatywnym to kwestia wyboru”. Ściągnęłam z FOCUSA prześcieradło „nie mam czasu/jest późna pora/a do chrzanu to wszystko/z kadencją poniżej 80 to się nie pokazuj rowerowemu światu/inne wymówki (niepotrzebne skreślić)”, wpakowałam rower do samochodu, i wyruszyłam na drugą część Alpenstrasse.

I co? Okazało się, że najlepiej to się jeździ po terenach Parku Krajobrazowego Góry Św. Anny w niedzielę wieczorem. O takiej porze kurz po grupkach z CykloOpole, CykloFan, a także innych, zawziętych miłośnikach kolarstwa szosowego z reszty województwa (i dalej), dawno opadł. Wyjechali pielgrzymi, turyści, dzieci, psy i inni „zakłócacze” świętego spokoju. Zostały tylko muchy, ptaki, słońce trochę wiatru i przestrzeń.

Alpenstrasse 2 można rozpocząć zjeżdżając w stronę Kadłubca (tak jak Alpenstrasse 1). Po przejechaniu przez tą uroczą i czystą wioskę, w której nawet zwierzęta wiedzą co to „ordnung” są (mowa tu oczywiście o metalowych figurkach sarenek, których nie sposób nie zauważyć przejeżdżając koło stawu pożarowego), należy kierować się, inaczej niż w przypadku Alpenstrasse 1, w stronę Strzelec Opolskich. Przejeżdżany przez pierwszy most.




Drugi mostem jedziemy pod autostradą. Kręcimy w kierunku Dolnej. Uwaga: za kamiennym domkiem i drewnianą tablicą „Dolna wita” skręcamy w prawo. Dalej prosto, po prawej fajny kamienny murek, następnie przejeżdżamy prosto przez skrzyżowanie w kształcie litery T, po lewej stronie mijamy cmentarz. Słońce się schowało, chmury puchną na niebie.






Kręta droga ozdobiona przejrzałym rzepakiem prowadzi do trzeciego mostu, tym razem nad autostradą. Zjeżdżamy, kierując się na Czarnocin (trasa rowerowa nr 158, czerwony szlak). Bajka staje się coraz bardziej wciągająca. Konie, lekkie zjazdy i podjazdy, w oddali niczym mityczny pałac widnieje klasztor. Buczyna. Trochę ciszy i cienia okraszonych wieczornym słońcem. 



Czarnocin. I niech nie kusi cię ten podjazd w górę, który potrafi omamić i poprowadzić na skraj lasu. Ty jedziesz w lewo. Chyba, że chcesz potrenować podjazd-zjazd. Prosto, żadne mini skrzyżowanie, np. takie jak te z ul Wolności, nie powinno cię rozpraszać. Zaraz potem atrakcja wycieczki – dosyć stromy podjazd o wszawym asfalcie. 






Zakręt i już jesteś na wzniesieniu z którego roztacza się „enty” piękny widok na Park Krajobrazowy. Pola, asfalt i ty. Kierunek Zalesie Śląskie. Tam warto zatrzymać się przy nieczynnym już dworcu PKP, który stoi za rzędem topoli (ul. Dworcowa). Następnie skręt w prawo w prostopadłą drogę prowadzącą do Leśnicy, przez miejscowość Lichynia (droga nie ma numeru ale nazywa się Leśnicka, potem zmienia nazwę z Daszyńskiego, a następnie w 1 Maja).










Leśnica. Do tej pory zawsze przejeżdżałam przez nią szybko. Za szybko, by zobaczyć jaki ma fajny rynek i park. W wieczornym słońcu Leśnica nabiera sielskiego charakteru, a pustawe ulice dodają miasteczku takiej „włoskości” na polskiej ziemi.


Z Leśnicy jedziemy prosto na „Ankę”. Zupełnie inaczej wyglądają drzewa czereśniowe pozbawione białych kwiatów. Wieczorne słońce przedzierające się przez chmury osiada na soczyście już zielonych liściach czereśniowych, droga w kierunku klasztoru dawno już opustoszała. Jak wytężysz wzrok widać Góry Opawskie. A jak nie masz na to ochoty, to na pierwszym planie możesz podziwiać koksownię w Zdzieszowicach – i mimo, że to fabryka, która z zasady nie wzbudza zachwytu, to dla mnie ma zawsze swój urok, szczególnie kiedy z licznych kominów wydobywają się różne, zapewnie niezbyt bardzo przyjazne dla otoczenia "dymki".





Tuż przed końcem wycieczki czeka jeszcze widok na krater, który jednoznacznie kojarzy mi się z Shire z Władcy Pierścienia. Więc jeśli jesteś fanem Tolkiena – krater będzie ci się podobał. Zwieńczenie wycieczki to centrum miasteczka. O 20.00 wieczorem knajpki są już pozamykane, a na „rynku” zostali jedynie „zmęczeni” weekendem miejscowi.



Słońce, tak jak i ja, powoli żegnało się z Góra Św. Anny. Zdarzyło się w niedzielę wieczorem.

Pętelka liczy sobie 24 kilometry. Ruch jest niewielki. Asfalt…popatrzcie sami – jego jakość na całej trasie oceniam na dobry z minusem. Ocenę na „bardzo dobry” podbijają widoczki. Polecam. Tym bardziej, że już w sobotę 07.06 Road Marathon.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz