Plany miałem co do minionej niedzieli dość ambitne. Wstałem za późno, czułem się jakoś tak średnio, a spojrzenie rzucone za okno na turbiny pozwoliły wysnuć daleko idący wniosek, cytowany od kilku dni przez media z podsłuchanej rozmowy kilku bardzo ważnych ludzi w tym kraju "Ch..., du... i kamieni kupa". Jak pojadę z rozwalona stopą na południe, to już nie wrócę na północ. Najwygodniej było pojechać w bok.
Tekst i zdjęcia: Szosowaszosa/Wojtek Sienkiewcz
Ale żeby nie było źle - trochę sobie powspominam. Pojechałem moją tradycyjną trasą na rundy w ciągu tygodnia i dojechałem do Siechnic. Siechnice są znane z wielkiego gospodarstwa szklarniowego, a także z elektrowni. Więcej informacji jak zwykle pod linkiem do najlepszego portalu o regionie. O tu. Dodam od siebie, że to jedno z miejsc, gdzie fani przedwojennego modernizmu będą się czuć jak pączki w maśle. Jest tego od groma. Sama elektrownia powstawała w czasach szalejącej secesji i widać to miejscami, natomiast warto sobie zrobić w Siechnicach kilka rund właśnie w okolicy elektrowni.
To właśnie wejście do głównej bramy otoczone budynkami mieszkalnymi. Na mnie robią wielkie wrażenie. Cały projekt tego miejsca jest super. Wszystko gra i ciężko być tu przytłoczonym wielkim przemysłowym zakładem, który produkuje prąd i ciepło dla stolicy Dolnego Śląska.
Powyżej - chyba zakładowa remiza. Piękny budynek. Cały zakład (jego najstarszy rdzeń) był zaprojektowany przez znanych w okolicy braci Ehrlich. Widać mogli sobie poszaleć, jak na przykład z obudową trafo na zdjęciu poniżej.
Ciekawie wyglądają też ulice w otoczeniu zakładu. Warto się pokręcić, ale nie wszędzie da się wjechać na szosie. To znaczy da się, ale raz ;) miejscami nierówne płyty betonowe nie są zbyt zachęcające.
Póki co Siechnice są punktem początkowym Wschodniej Obwodnicy Wrocławia. Droga została oddana do użytku dość niedawno i jest kilkukilometrowym rajem. Otóż na północ wiedzie przez tereny zalewowe polderu Blizanowice. Niezwykle z wysokości jej nasypu i estakad można podziwiać rozwiązania inżynieryjne i budowle hydrotechniczne na rzece Oławie i starorzeczach Odry i samej Odrze.
Droga dla rowerów jest super szeroka, gładka i asfaltowa (miejscami betonowa, ale pokryta jakimś szuwaksem, że przyczepność jest super). Można bez obaw lecieć szybko - nic złego się nie stanie.
Most nad Odrą był mojej obsesją przez chwilę. Po pierwsze był dość nietypowo budowany - z dwóch brzegów ruszono z jego budową, a całość działa jak waga - most zawsze był trochę dłuższy w części nad lądem, by tam mógł opierać się o tymczasowy pylon i obie końcówki miały spotkać się w jednym miejscu nad środkiem nurtu. Ja wtedy pracowałem na niedokończonym projektem o przebudowie miast, więc stanąłem na głowie, żeby mnie Skanska wpuściła na budowę. Lepiej - dostałem człowieka, który woził mnie tam i z wypiekami na twarzy opowiadał, jak to się buduje. Poniżej jedno ze zdjęć z niedokończonego cyklu.
Niestety będąc na górze, na jezdni - nie widać kunsztu i morderczej precyzji tego obiektu i ciężko sobie zdać sprawę z tego, że ważące tysiące ton monstrum z betonu delikatnie kołysało się przez cały czas trwania budowy. Na szczęście widać inną fajną rzecz - na wałach Odry i licznych innych w tej okolicy poprowadzono ścieżki rowerowe z nawierzchnią mineralną. Od biedy szosa po tym pojedzie i to nawet fajnie, ale dobra wiadomość jest taka, ze czekam na boom na przełajówki. Ale taki proste, single, ładnie i mądrze składane za małe pieniądze. Jest po czym jeździć i wypatruję już aktualizacji do map uwzględniających nowe szlaki.
Po zjechaniu z WOW cywilizacja nowoczesnej komunikacji rowerowej kończy się i trzeba trochę powalczyć z kiepską nawierzchnią z Łanów do Dobrzykowic, w których kręcono na przykład Samych Swoich.
Za Dobrzykowicami czeka nas wiele kilometrów przyzwoitego lub bardzo dobrego asfaltu i średni ruch samochodowy. Zrobiłem mały skok w bok, bo był zjazd na Chrząstawę, gdzie teoretycznie mieszkają bracia Łukasz i Maciej Bodnar. Ale nie widziałem nigdzie ani flag Active Jet, ani Cannondale. Więc przypadkiem strasząc jakiegoś śmiesznego czarnego psiaka pojechałem na główną drogę.
Rok temu został położony nowy asfalt, więc jechało się świetnie i o mały włos przegapiłbym inną historyczną ciekawostkę. Otóż między Miłoszycami a Jeczem-Laskowice jest jedno z wejść do schronu. Cały teren jest nimi obsypany, czasem w absurdalnych miejscach:
Młody Krupp przybił pionę z Adolfem i w 1942 zbudował fabrykę. Niedaleko był poligon, więc tam testował działa kaliber 155 mm, ich pociski dolatywały pod oddalona o 17 km Lubszę, po drodze tor ich lotu był śledzony z zachowanych do dzisiaj bunkrów. Siłę roboczą stanowili głównie Polacy zlokalizowani w AL Funfteichen (Obóz Pracy Miłoszyce), który był filią Gross Rosen. I jakoś na początku 1945 roku hitlerowcy pogonili tych biedaków prosto do obozu - matki. Pięć tysięcy ludzi, w mrozie ruszyło na marsz śmierci, właśnie przez Siechnice i dalej. Chyba ponad połowa nie przeżyła, bo na drodze marszu zostawiali po sobie zbiorowe mogiły.
Dojechałem do DK 39. Tu jakby kończy się opis, bo DK 39 była opisywana wiele razy. Nie mogłem się tylko powstrzymać przed zrobieniem zdjęcia poniżej. Te regularne kwiaty jakoś tak mnie zahipnotyzowały, że mało nie spadłem z roweru - och powtarzalność, rytm. Masakra :) Nie mam pojęcia, co to za uprawa, ale ja to chcę ;)
No i nagroda w postaci loda. Pierwszy klient w okienku w Oławie.
Jeśli do tej pory nie wiedziałeś, co z sobą zrobić będąc we Wrocławiu - proszę bardzo, masz już po problemie. Dostań się rowerem do Siechnic, co nie jest jakoś trudne z centrum. Zobacz kawał fajnej architektury i historii techniki, przejedź się świetna i jedną z najlepszych na świecie ścieżek rowerowych, popatrz na dzikie ptaki i piękne tereny zalewowe, a potem pojedź na DK 39 jadąc przez Stobrawski Park Krajobrazowy. Dalej? Dalej na południe do Brzegu, potem Wiązów i możesze wracać przez Piskorzów i Św. Katarzynę do Wrocławia. Będzie pod 150 km. Płasko, łatwo i ładnie. Weź towarzystwo, bo czasem wieje nudą, ale warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz