poniedziałek, 14 lipca 2014

kolejny start z punktu zero. Oława - prawie Oleśnica - Bierutów - Namysłów - Oława. 100 z hakiem. **


Kolejny raz jakiś mikrob przytargany z przedszkola przez mojego syna rozwalił mnie na łopatki. Praca w domu od kilku lat uśpiła we mnie świadomość chorowania na jakieś takie zwyczajne choróbska, a tymczasem poszły w ruch ciężkie leki i jakoś udało się wyjść na prostą. Po 2 tygodniach rowerowego celibatu. Wiedziałem, że nie mam co się porywać na dystans ponad 150 km (a taki miałem plan), ale kilka dni wcześniej zadzwonił Dawno Nie Widziany Serdeczny Przyjaciel i powiedział: "Ja teraz mieszkam trochę pod Oleśnicą i już dawno miałem ci powiedzieć, żebyś policzył trasę przez Ligotę Wielką i wpadł do nas na kawę". Czy jakoś tak. Paweł to fotograf, co wie, czym jest dobra kawa. Za to Kaśka robi zajebiste ciasta. Pojechałem "niby nudną trasą" i wyszło całkiem fajnie.

Trasa - jak powyżej - w wielkim skrócie:
1. Odcinek Oława - Jelcz-Laskowice to rzeźnia i ruch na niej duży, wyjątkowe zagęszczenie kierowców bez wyobraźni.
2. Odcinek Jelcz-Laskowice - Ligota Wielka - dojazd do DW 451. Jest super. Zaczyna się przesuper, bo pięknym asfaltem, ale potem nie jest jakoś najgorzej, a czasami trafia się piękny asfalt. Jest absolutnie płasko, lecz pola uprawne nie są tu podstawowym widokiem, a łąki poprzetykane lasami i kilkoma rzekami. Jest pięknie, cicho i tak trochę dziko. 
3. Odcinek Bierutów - Namysłów powinno się spalić ;) jest zły i mając ładny widok (u nas jeszcze łądny, bo wciąż egzotyczny) na siłownię wiatrową i pofalowany teren chciało by się mieć ładny asfalt i mały ruch, a tu ani tego, ani tego. Lepiej pojechać lekko na północ i znaleźć równoległą trasę - jest, ale nie sprawdziłem jej stanu. Następnym razem pojadę tamtędy.
4. Odcinek Namysłów - Oława jest prawie cały w super stanie i o niskim natężeniu ruchu. W kilku miejscach asfalt jest dramatyczny, najgorzej jest od Janikowa do samej Oławy, gdzie są przełomy i koleiny, które czasami potrafią zdenerwować cienkie szosowe opony.





Było tak, jak lubię - lipiec, dość ciepło, dość wietrznie i ten piękny dźwięk prażonej słońcem łąki - wiesz o co chodzi - trylion świerszczy i innych grających owadów robi takie permanentne glissando. Do tego ptaki, szum gum i cicha praca łańcucha. Na pulsometrze bez rewelacji - 140 bpm, na blacie 30 km/h. Nie rwę do przodu, bo pewnie zejdę.



Od wysokości Grędziny widać zmianę w architekturze. Pierwszy raz zwróciłem na to uwagę, bo wcześniej pruskie domu wyglądały mi na pierwszy rzut oka wszędzie tak samo. Ale to nie tak - jest subtelna różnica. Wsie maja rozkład podobny, ale budynki są już nieco inne, jakieś takie - może zabrzmi to śmiesznie - romantycznie ładniejsze :) 


Ligota Mała - podziwiając widoki i licząc kolejne suszarnie do tytoniu (miałem zrobić zdjęcie, żeby Ci pokazać, ale jakoś nie znalazłem idealnej) nagle zatrzymałem się przy interesującym kościele zbudowanym na planie krzyża z drewnianą dzwonnicą. Ładny.



Przerwa po nieco ponad 30 km. Szybko, ale cóż - rekonwalescencja i piąty start sezonu w tym sezonie ma swoje prawa. Czeskosłowacki wilczak w euforycznym skoku robi mu pokaźną szramę na łokciu, ale kawa i ciacho szybko łagodzą skutki :)


Żeby nie jechać od razu na DW 451 pojechałem nieco na około. I dobrze zrobiłem. Widoki wciąż "płaskie", ale piękne. Lubię to i pisałem o tym wiele razy. Asfalt super, wszystko pięknie. Jak ruszałem od swoim przyjaciół to chciałem podczepić się pod skuter. Serce poszło w 180, dojechałem go i lecę sobie 40 km/h (po sprincie do 60 km/h) na kole skutera, ale pan kierowca mnie zauważył w lusterku, pomimo otyłego pasażera za jego plecami i odkręcił manetkę w tym chińczyku z odblokowanym silnikiem. Przy 50 km/h już się zerwałem. Jednak z żołądkiem z kawką i ciachem w środku nie da się wojować. Przede mną jeszcze wiele kilometrów. Zakląłem pod nosem coś na jego matkę i odpuściłem korby.


Jeden z idealnych łuków na drodze. Lubię to.


A tu taka ładna prosta, aż miło.



Przekształcone pruskie "denkmalle" to pewien standard. Ten przynajmniej nie wprowadza w błąd (o ile można tak powiedzieć o nałożeniu religijnego obrazka na pruski krzyż i przekuciu tablicy". 


Tego rodzaju zabudowania to znak charakterystyczny, który zanika na południe od Namysłowa. Muszę się temu przyglądnąć mocniej, choć teraz wychodzi mi na to, że to już bliskość historycznego pogranicza ma tu swój wpływ. Poczytamy - zobaczymy. 


W Smarchowicach Śląskich jest piękna, drewniana kapliczka przy cmentarzu, wiele razy ją mijałem już od dziecka, gdy w czasie końcówki PRL-u jeździliśmy do Kluczborka po wędliny :) Nowoczesny szlif dodaje teraz postać Chrystusa na krzyżu żywcem skopiowana przez niewprawnego metalurga z kreskówki Soutch Park. Zrobiłem drugie zdjęcie, niestety zasłoniły go tuje. Ale uwierzcie mi - to nie jest moje dalekie skojarzenie, tylko normalnie 1:1.


Musiałem zrobić postój w Biskupicach Oławskich. Bidony wyczyszczone, więc trzeba było jakąś suplementację zorganizować, bo do Oławy jeszcze 20 km, a do domu ciut dalej, a przede mną nudna droga pod wiatr. 

Ta trasa jest o tyle fajna, że jak jedziesz z Wrocławia i szukasz fajnego połączenia, to warto w Jelczu-Laskowicach odbić na Oleśnicę i pojechać na północ i może nawet dojechać do Bierutowa. Jest ciekawie i ładnie, a do tego bezpiecznie. Reszta trasy była juz opisywana przy okazji różnych wspominek o DK 39.

Nie jest jakoś super, bo w sumie wyszło mi 110 km, a byłem absolutnie padnięty. Mam tydzień, żeby się przygotować na niedzielną rundę przez Zlate Hory i Rejviz oraz boczne drogi od Żulovej, gdzie jedziemy małą ekipą, ale nie na sportowo, tylko na wesoło.

Do tego 3 spierpnia impreza organizowana przez Ktukol, na którą już się zapisałem, a w drugi weekend sierpnia jedziemy ("jak Bóg da" ;)) przejechać ezoteryczne szosy Kotliny Kłodzkiej. Ponieważ ezoteryczne, więc bierzemy rowery MTB, bo szosy tam by już zostały na zawsze ;)

Kiedy ja walczyłem z własnymi słabościami, moi serdecznie znajomi realizowali plan 4km w pionie w Jesenikach, ale ulewy przerwały jego realizację. Niemniej Adam na pierwszy atak wjechał na Pradziada w czasie poniżej 40 minut, Tomek zrobił życiówkę w 35 chyba (jak coś, to pewnie skomentują odpowiednio). 

1 komentarz:

  1. Jak Rejviz, to tylko od Pisecnej :) A w Jesionikach polecam moją wczorajszą rundkę: http://www.strava.com/activities/165430945 :)

    OdpowiedzUsuń