Dzisiaj zdjęcia i wpis prosto z roweru. Nie zza szyby auta, nie z trenażera, ale z żywego, pachnącego Brunoxem Deo roweru. Nie szosowego, bo szosowy śpi sobie w trenażerze, ale zawsze z roweru. Pewnie znasz fanpejdża Sralpe. Pewnie domyślasz się, jaki jest powód jego powstania i pewnie rozumiesz jego dystans do ów powodu. A jeśli nie, to trudno.
To ja Ci powiem, jak ja rozumiem Sralpe: dość smutno. I to nie chodzi o ideę założyciela ów fanpejdża. Po prostu jak sobie weźmiesz pierwowzór na tapetę i porównasz z naszym odpowiednikiem to jakoś tak się robi straszno.
Na przykład głupie oznakowanie dróg. Co dwadzieścia metrów - dwadzieścia kilometrów na godzinę mniej. Głupota. Do tego w lewo można skręcić na zamknięty, zabytkowy w sumie zjazd na autostradę - obecnie Punkt Selektywnego Wypierdalania Odpadów. Zdziwiona/y wulgaryzmem? Ja nie. A do tego na dole, pod autostradą - wielkie dziury jak opony od tira. Sralpe.
A to taki ładny widok na piękny zabytkowy folwark. Musiał być ogromny. Jeszcze dekadę temu było więcej stodół otaczających olbrzymi plac ze stawem. Ale moda jest taka, żeby te stare stodoły niszczyć, bo za zniszczone nie płaci się podatku. Więc się im pozwala zapaść, spłonąć. Jak ktoś choć trochę interesuje się historią to pewnie wie, jak Dolny Śląsk wyglądał przed 1945 rokiem. Wie też, jak było jeszcze chwilę po tym czasie, a obraz tego, co zostało znaczy jedno - faktycznie to jest już Sralpe.
Przy Autostradzie postawili dwa znane punkty gastro z dwoma łukami w logo. Wreszcie wymarzona cywilizacja dotarła na głęboką, pogrążoną w letargu prowincję. Po wielkich bojach - udało się wynegocjować z zarządcą furtkę w ogrodzeniu MOP, by ludzie nie poruszający się autostradą mogli sobie przyjechać na tyły i tylnym wejściem pójść po zestaw powiększony. Więc wokół tego dzikiego parkingu, a nawet kilometr od jego gastro - epicentrum - tona śmieci z tymże logo wymieszana z zawiązanymi prezerwatywami. W dzień kanapki, w nocy kanapki i ciasna miłość w tedeiku. Oczywiście efekty spożywania i współprzeżywnania lądują za oknem. Mogło być pięknie. Może nie jest to kolacja w Ritzu, ale zawsze coś. I jest Sralpe.
Sralpe.
*
W 2003 roku z powodu lęku przed lataniem samolotami wybrałem się na wakacje do Grecji. Autobusem. Gdy w połowie podróży zatrzymaliśmy się w Serbii na parkingu, byłem przerażony, jak całe rodziny Albańczyków siedząc przy swoich wysłużonych W124 jedzą arbuzy wśród tony śmieci. Nie że tak jak u nas - parking wyglądał po prostu jak pryzma śmieci na wysypisku. W racji bliskości do Grecji ktoś w autobusie użył sformułowania Srecja. Ładne, co?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz