niedziela, 5 stycznia 2014

wszystko nie tak, ale i tak dobrze

To dość dziwne, że dzisiaj w sumie w zestawie ubraniowym takim wczesno-październikowym bujałem się po polach i asfaltach i to tak wiecie (albo nie, bo na przykład jesteście odpowiedzialnymi ludźmi) - tak jak się jeździ w czasie rekonwalescencji po zapaleniu oskrzeli - puls lekki, bez ciśnienia, żeby oddychać przez nos, który jak tylko wbijam na puls powyżej 140 to nie wyrabia, bo w nim jest przegroda nosowa, która w moim przypadku jest laryngologiczną impresją na temat Nad pięknym modrym Dunajem Straussa. Oczywiście ktoś odpowiedzialny w końcu by poszedł sobie ją zoperować. Ja bym poszedł, nawet obiecywałem sobie, że zrobię to w zimie. Ale przecież zimy nie ma. To kiedy mam zrobić? Pierwszy raz od kiedy jeżdżę, w styczniu mam babie lato na linkach. Teraz piszę ten tekst a nad głową lata mi jakaś gigantyczna mucha. A błoto na polach nie lepi się do opon (to teoria mojego ojca - błoto jesienne lepi się do wszystkiego, a wiosenne jest jak dobrze wyrobione ciasto i się nie lepi ;)

Cieszyć się można, jest niby czym, ale pewnie za to niebawem natura wyrówna ten bilans i jak sypnie, to będziemy pisać blogi o super trenażerach. Albo o szosowej emigracji. 

Tak czy siak trochę spuchłem dzisiaj ze śmiechu oglądając rano w TV raport o sytuacji na stokach na tvn ;)

Tymczasem jak donosi chyba najbardziej znany w tym kraju bloger szosowy (celowo nie pisze "kolarski") Szymonbike - w Hiszpanii odnalazł coś, co ja próbuję odnaleźć tu i tak sobie myślę, że - tu będzie niecenzulanie - o czym ja kurwa piszę?

Gdzieś koło Calpe, Hiszpania. fot. Szymonbike

Gdzieś koło Wiązowa, Polska. fot. Szosowaszosa

Ano o tym. Jak jest zima, to... w sumie jej nie ma. Ale mamy takie piękne drogi na azymut - od jednej kościelnej wieży do drugiej. A jak mamy gdzieś mostki, to jeden ma dziurę  metr na metr, a z drugiego ogolili poręcze. Ale za to jak finezyjnie :)

Ale to nieważne. Ważne natomiast jest to, że kiedyś, przy jednym z kilku opisów DK 39 wspominałem o wsi Wyszonowice. Jest tam wszystko to, co zwykle na terenach poniemieckich - piękny pałac (w ruinie), piękny cmentarz (w ruinie), piękna historia (w ruinie), ale wieś generalnie zadbana i ładna.

Źródło: www.dolny-slask.org.pl

Ale ciężko porównać ją do czasów przedwojennych. Po fabryce szamotu zostały tylko zalane stawy i dziura w ziemi. Bocznicę kolejową pewnie spotkał los poręczy na polnym moście.


Za to jutro zamieniam rower na trekingowe buty i idę połazić po Gromniku, który dzisiaj mi widokowo trochę towarzyszył. Strasznie moim zdaniem niedocenione są Wzgórza Strzelińskie. Są świetnie skomunikowane, są niewysokie, a niezwykle malownicze. Nie liczę nawet, że na szczycie znowu kiedyś pojawi się piękna restauracja, z ogrodem i stolikami, gdzie po przejechaniu pięknego podjazdu będzie można wypić kawę i zjeść ciacho.


Niestety - porównywać Dolny Śląsk sprzed 1945 do Dolnego Śląska teraz - to tak jak porównywać zimowanie roweru w Calpe, a u nas. No dobra - jest ciepło, nie leje, większość znajomych wrzuca na fejsa fotki, że rowery i buty do biegania nie kurzą się za bardzo (tylko błocą). Może i jest ciepło. Ale to nie to.

Jest też druga strona - może nie jest tak źle, może ja mam obsesję i jestem przy tym w mniejszości, ale chociaż nie jest różowo, to warto o tym pisać i znaleźć w tym pozytywy.

Taka egzystencjonalna myśl w pierwszym wpisie na blogu przeze mnie jako człowieka w średnim wieku. Wczoraj skończyłem 35 lat i wg społecznych norm nie jestem już młody :D

Ale to się okaże ;)

A muzycznie dzisiaj był Nils Frahm. Polecam!

1 komentarz:

  1. Zastanawiałeś się czemu cię nie widać w googlach przy wyszukiwaniu np. "szosowa szosa blogspot"? :)

    OdpowiedzUsuń