poniedziałek, 23 października 2017

5 godzin 29 minut 40 sekund wakacji między Dreznem, Hermsdorfem, Pulsnitz i Radebergiem


Jakiś czas temu napisał do mnie człowiek, który gdy do mnie pisze, zawsze oznacza to coś poważnego. Po pierwsze dlatego, że pisze do mnie niezmiernie nieczęsto, a po drugie, że to człowiek, który jeśli już pisze, to raczej w istotnych sprawach. Ta okazała się bardzo poważna: "Sienkiewicz, napisz książkę". Pierwsze co mi przebiegło przez głowę to nie fejm i wizja kolejek w empiku - bo to mi nie grozi - lecz zdecydowany koniec wszelkich drwin. W 96% przypadków, w urzędzie, w szpitalu, gdziekolwiek:
- Nazwisko?
- Sienkiewicz.
- Ten pisarz?
- Nie, fotograf. - a po chwili - Jasne, kurwa, że pisarz!

W porównaniu do "oryginalnego" Sienkiewicza jestem pewien, że ilością słów i metafor rozbudowanych na pięć rozdziałów spokojnie bym go przebił Ale jak tu nie pisać? Jadę w takiej Saksonii (i kawałkami Brandenburgii) i co zakręt to historia. A z wyjątkiem kilku prostych drogi Saksonii składają się głównie z zakrętów, zakrętów w górę i zakrętów w dół. Gdybym miał kamerę sportową zamontowaną na kierownicy i ustawiłbym ją, aby robiła jedno zdjęcie co 10 sekund, to idę o zakład, że w większości nie dało by się rozpoznać miejsca w dwóch kolejnych zdjęciach. To zabawne, bo nie jest tu wyjątkowo stromo czy górzyście. Jest szatańsko pagórkowato i czasem te "pagóry-paragóry" potrafią mocno zapiec, jednak oferta widoko-jakościowa jest powalająca. 

Weekend nie zapowiadał się stabilnie w temacie pogody. Zabrałem rodzinę do Drezna, na północno-wschodnią część, blisko do kilku miejscowości, o których już wcześniej pisałem i całkiem niedaleko od Szwajcarii Saksońskiej, o której pisałem w Szosie. Pogody nie ma się co bać, bo drogi są głównie w perfekcyjnym stanie i są czyste, a to oznacza, że rower po takiej jeździe w deszczu można zlać wodą i będzie czysty. A ponieważ woda w niemieckich kranach jest miękka, więc nie będzie też zacieków. Genialne, nie?






















Myślałem o tym, co może być w takiej książce spoiwem. Ani ze mnie sportowiec, ani wybitny długodystansowiec, ani wspinacz. Zwykły gość lubiący jeździć. I nie mam tu strasznego zagięcia, że muszą być Alpy abo śmierć. Lubię nawet moje rundy wokół domu, taką typową na poniedziałek, choć nie dzisiejszy. Dlaczego? Bo na rowerze jestem na wakacjach. A jak mam ciut więcej czasu to jadę w miejsca, które choć są blisko domu, to mają w sobie jakiś element, który przenosi mnie w inny czas, wcześniejszy, jeszcze bardziej wakacyjny, nawet jeśli jest to zima. 

W Niemczech czuję sie podwójnie na wakacjach, bo mój obłęd - natłok myśli, kiedy jeżdżę przez poniemieckie wsie - czyli wszystkie w mojej okolicy - ma chwilę odpoczynku. Nie muszę wizualizować sobie tego, "jak tu mogło być pięknie". Tu jest tak, jak ma być, wszystko jest zadbane i żyjące. Jeśli są kamienne słupki z oczkami, to wciąż pełnią swoja funkcję. Nie trzeba się wszystkiego domyślać. Na zdjęciu powyżej piękna uliczka, piękny strumień, wszystko piękne. Identyczny układ wsi jak w Samborowiczkach pod Gromnikiem. Wąwóz, wieś podzielona wodą, strome uliczki. I tak wszędzie. Mogę jechać i dać spienionej wyobraźni odpocząć.






Do wszystkiego dochodzą jeszcze kierowcy. W tym roku jeździłem po Belgii, Szwajcarii, Włoszech, Czechach, Niemczech i Polsce. Według mnie najlepiej z rowerzystami jeżdżą Niemcy, ale na drugiem miejscu stawiam na Polaków, potem długo, długo nic, a potem reszta kierowców. Niemcy nie bardzo się denerwują, kiedy kolarz jedzie szosą, gdy obok jest ścieżka rowerowa. Podobno w Niemczech można olać ścieżkę rowerową, gdy ma się rower o wadze poniżej 7 kg. Ja ścieżek czasem używałem, ale w sporej części były przysypane liśćmi tak bardzo, że nie dało się po nich bezpiecznie jechać. Na otwartych przestrzeniach - szerokie asfalty na ścieżce były jeszcze lepszej jakości, niż te na drodze dla samochodów.

W pierwszy weekend listopada w Pulsnitz będzie święto pierników - Pulsnitz to taki saksoński Toruń, ale bez Kopernika. Pulsnitz jest tak piękne, że i bez festynu pierników można tam stracić głowę. 

Ale spokojnie, nie ma się co martwić - głowę można w Saksonii stracić średnio co dziesięć sekund jazdy. To ewidentnie najpiękniejsze miejsce, w jakim można jeździć rowerem. Szosowym, grawelowym czy takim zwykłym, co ma koła i pedały. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz