poniedziałek, 12 września 2016

Anomalie - Góra Świętej Anny. Pierwsza krew *****


To taki kolejny raz, kiedy najtrudniej dotrzeć do miejsca, które leży najbliżej. Choć nigdy wcześniej nawet nie marzyłem, żeby wjechać znad Atlantyku na wulkan Teide - to wjechałem (o czym już od pojutrza da się przeczytać w Szosie). A od kilku lat wybierałem się na Górę Świętej Anny, którą mijam wielokrotnie w ciągu roku, podobnie jak każdy, kto porusza się autostradą A4 ze Śląska na Dolny Śląsk. 

Okazji ku temu miało być wiele, a ja finalnie za każdym razem zza szyb samochodu oglądałem siebie jadącego po tych wszystkich wąskich ścieżkach połyskujących w świetle nisko zawieszonego słońca. To jest absolutny fenomen - choć od strony wschodniej teren jest mocno pofałdowany, to sama Góra Świętej Anny mocno się nad nim wybija i wracając do domu zawsze jeździłem późnym popołudniem podziwiając ilość właśnie dróg, które finezyjnie oplatają ciemną górę niczym babie lato mój rower. Ale w tym roku nici z nici - jest tak gorąco, że nie ma babiego lata.




Trochę ciężko tu w tym momencie rozpisywać się o konkretnej trasie. My jechaliśmy wg pomysłu Tomka - z Opola, trochę krajówką, a potem odbiliśmy na południe i staraliśmy się zgubić i dwa razy wjechać na szczyt góry. Za każdym razem z jednej strony podziwiając rozległe widoki na równiny na zachodzie i na pagórki na wschodzie. Na południu horyzont powinien być upstrzony grzebieniem szczytów Jeseników, jednak powietrze było zbyt mało przejrzyste na taką widoczność.




Same podjazdy nie są jakieś strasznie karkołomne, choć czasami widząc treningi znajomych kolarzy z Opola, to można się tam spokojnie zagotować i osoby wierzące będą tam naprawdę blisko swojego Stwórcy. Jednak niewierzący hedoniści jak ja raczej będą przeszczęśliwi. Góra jest niesamowita. Wszystko tu doskonale pasuje - dziwne i dzikie nazwy miejsc i miejscowości, szatańska architektura, niewytłumaczalne zwierciadła, bliskość natury rozciętej pasem autostrady. To jest naprawdę piękne i nie ma w tym z mojej strony nawet cienia ironii.





Dojechaliśmy już za znak "Kędzierzyn-Koźle", by tam na spokojnie cieszyć się swoim hedonizmem. W życiu nie dostałem takiej porcji lodów. Nie wiem czy to fair, ale restauracja i hotel nazywają się V..... V..... To bardzo ułatwiło mi przetrawienie, że właśnie padł mi bębenek w piaście Mavica i że baton energetyczny zawalił mi czekoladopodobną treścią cały rower, owijkę i nogi.







Prawdziwa masakra masakry zaczęła się od Zalesia Śląskiego przez Czarnocin i Porębę. W pełni zasłużenie miejsce to jest nazywane Opolską Szwajcarią. To czwarta Szwajcaria, w której byłem w tym roku - była Szwajcaria w Szwajcarii, była Szwajcaria w Niemczech, Czechach, no i ta tutaj. I wszystkie one śliczne.


Nie jest to jeszcze gotowa pętla. Na pewno takowa powstanie w najbliższych tygodniach, bo chcę tam wrócić i zrobić i zdjęcia i dodatkowo trasę MTB. Zanim jednak to nastąpi, to może warto skorzystać z okazji i - moim ulubionym sposobem - zostawić auto na szybko na parkingu na szczycie (MOP przy autostradzie) i dać się zgubić na trzy godziny.

Tym bardziej teraz - anomalie pogodowe, które powodują, że mój pot się poci (w połowie września) mają kilka super cech - można jechać na krótko i mieć prawdopodobnie najpiękniejsze światło w ciągu roku - jest gorąco, słońce jest już nisko w ciągu całego dnia i powoli zmęczony latem krajobraz staje się bardzo jesienny. Nawet za bardzo.



5 komentarzy:

  1. Też przez weekend byłem pierwszy raz na Ance. Dla kogoś kto mieszka "prawie" w górach i Ustroń, Wisłę i Szczyrk objeżdża co drugi tydzień to górka nie robi specjalnego wrażenia. Podjazd od strony Zdzieszowic znacznie lepszy (więcej mięska) niż od strony Leśnicy. P.S. pogoda jak na połowę września masakryczna na całodniową eskapadę.

    OdpowiedzUsuń
  2. dla mnie to jest i zostanie "mityczna góra". Na wiosnę okraszona różowo-białymi kwiatami czereśni, w lecie owinięta żółtym szalikiem z rzepaku, jesienią zatopiona w pomarańczowo-szarych mgłach mieszających się z "wyziewami" ze Zdzieszowic, a zimą ze smutną miną czekająca na wzrost temperatur i odwiedziny tych swoich zafascynowanych (nie wiedzieć czemu) nią kolarzy. Ach :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Do Zdzieszowic na prom warto podjechać :) !

    OdpowiedzUsuń
  4. "ze Śląska na Dolny Śląsk" - Dolny Śląsk, jak sama nazwa wskazuje, jest częścią Śląska, więc naprawdę nie rozumiem, jak z danego miejsca można jechać w to samo miejsce. Góra św. Anny to samo serce historycznego Górnego Śląska :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo proste - istnieją też granice umowne (zresztą nie ma się co oszukiwać - większość granic i podziałów geograficznych jest umowna). Akurat Górs Świętej Anny rozdziela dwa bardzo różne krajobrazy, stąd posłużyłem się dość ogólnym skrótem. Pozdrawiam i dziękuję za komentarz.

      Usuń