Kiedyś wydawało mi się, że gdyby z polskich nadmorskich miejscowości jakąś wszechmocną gumką do mazania "wygumować" morze, to zostanie kultowe "chuj dupa i kamieni kupa". No bo na przykład miesiąc temu byłem na urlopie (tak, i dopiero teraz piszę) w Dąbkach. Tam jest tak obłędnie brzydko, że słowo "brzydko" wydaje się za ładne. Generalnie w wielu miejscach nad naszym morzem jest jak na Krupówkach, wszędzie kebab i oscypki. Heej.
Nad naszym morzem jednak zawsze błyskawicznie przechodzą mi wszelkie niedogodności związane z układem oddechowym, więc łapię tam oddech i bardzo się nim cieszę. Teraz oddechu złapałem więcej, bo co dziennie o piątej rano wymykałem się z domku i dzida w teren na dwie - trzy godziny. Szosa tam (jako rower) jest bardzo dobrym rozwiązaniem, bo te tereny to kiedyś były Prusy, więc sieć dróg jest bardzo gęsta. Niestety w znacznej mierze od czasów wejścia tych ziem w granice Polski nikt z drogami nic nie zrobił. Tam zrozumiałem, że najlepszym wyjściem byłby jakiś przełaj lub - lansowane teraz - gravel grinder. Natłukłem trochę zdjęć, więc postaram się do każdego doczepić trochę historii.
Tytułowe zdjęcie zrobiłem koło miejscowości Palczewice. Nad morzem jest super dużo wiatraków. Ale naprawdę. Nic nie mam przeciwko, jednak są momenty, kiedy ich widok lekko drażnił. A czasem ratował monotonne panoramy. Ich konstelacje czasem pozwalały mi się odnaleźć w terenie, gdy rozładował mi się telefon, albo gdy nie miałem internetów pod ręką.
To oczywiste, że na zdjęciach będą głównie takie asfalty, które są gładkie. Ale niech Cię to nie zwiedzie. Te, które nie były gładkie, były tak dziurawe, że potrzeba by trzeciej ręki i dodatkowego uchwytu kierownicy. Inna rzecz, że całe Pomorze kojarzy mi się z takimi "falami" terenu i drzewami przy samej skrajni jedni. Katedry z koron drzew. Uwielbiam.
To jakiś hit - ale jest realne, aby wybudować sobie domek z widokiem na morze. Tablic było przynajmniej tyle, co wiatraków.
Ale jeśli nie musiałbym mieszkać przy samym morzu, to wybrałbym wieś na przykład Kowalewiczki. Asfalt tak dramatyczny, że nie potrzeba budować progów spowalniających. Do tego cisza, spokój i stuletnie sady z rozwieszonymi hamakami przy parterowych, cudnej urody domkach.
Podczas drugiej wycieczki wpadłem do Sianowa. Spodobała mi się egzotyka nazw na znakach. Jednak dla mnie drogowskaz z wyborem na Szczecin lub Gdańsk to nie jest coś zwykłego z perspektywy siodła szosy.
O, i znowu taka aleja. Cieszyłem się nią, bo chwile wcześniej, przez jakieś 10 km walczyłem o życie na DK 6 z Sianowa do Kawna. Na Pomorzu pełno jeździ busów - stare, pognite Sprintery cisnące do odcięcia na trzecim pasie dwupasmowej drogi. W Kawnie udałem sie na północ i tam spokój. Cisza. Takie aleje wśród drzew i...
...rozjazdy, przy których zacząłem się zastanawiać, czy lepiej pojechać zupełnie nie tam, gdzie podpowiada rozum. Generalnie tam rozum nie jest taki bardzo potrzebny. Trzeba raczej włączyć trochę wrażliwości...
...bo tubylcy są super wrażliwi i - jak widać - znają się na sztuce. Trafiłem na piękne muzeum oponoplastyki. Ale na poważnie to ta straszna przaśność tu mi nie przeszkadzała. Bardzo polubiłem się z planem gospodarstw regionu - głównie szachulcowy mur, wjazd na dziedziniec przez bramę usytuowaną w stodole. Te zadbane robiły mega wrażenie, a te mniej - powodowały we mnie myśli, by właśnie dzisiaj zagrać w lotto.
Przy drodze z Dąbek do Darłowa mijałem lotnisko helikopterów i taką konstrukcję - nie wiem, czy to lotniskowa, czy morska (a może jedno i drugie), ale to najładniejszy land-art, jaki widziałem na żywo.
Krupy. To znaczy krowy, ale w miejscowości Krupy.
Droga - normalnie oznakowana znakami pionowymi i widniejąca w nawigacji - szuter od Krup do Zielnowa. Za mostem na Wieprzu kamole i pył.
A to pomorski sposób na przystosowanie drogi do zwiększonego ruchu. Poszerza się drogę poprzez wydeptanie pobocza. Dymiące, sperforowane rdzą sprintery nie miały problemu, żeby cisnąć tędy do odcięcia. Okolice wsi Rusinowo.
Darłowo to miłe zaskoczenie. W części nie tej najbardziej turystycznej, bardzo czyste, zadbane miasto, z pomysłem i mnóstwem zakamarków, gdzie można się zaszyć i wypić dobrą kawę na wygodnych pufach. Tak, Darłowo jest bardzo spoko.
A to Dąbki właśnie.
W Bielkowie na ostatnim wypadzie skręciłem na Jeżyczki. Łatwo znaleźć miejsce przy sklepie z secesyjną fasadą. Droga najpierw zachęca...
...potem zaczyna się wydawać, że jest najgorzej na świecie, bo to był asfalt jeszcze z czasów przed wynalezieniem koła. Okolica cud, tylko w oczach strzępy obrazów od wibracji. Droga natomiast skusiła mnie zjazdem na Nowy Kraków...
...i w pewnym momencie asfalt się skończył. Akurat we wsi, gdzie mógłbym się zaszyć. Nowy Kraków - trzy domy, dwa zamieszkałe, jeden raczej nie. Wszystkie trzy były piękne, całe to miejsce odcięte od świata jest piękne. Wyobraź sobie - tuż po świcie, koniec sierpnia, w zdziczałym sadzie powykręcane jabłonie i wszędzie unosi się mgła niosąc aromat rumowych jabłek.
Generalnie w czasie urlopu przejechałem kilkadziesiąt kilometrów po drogach nie-szosowych. Marzy mi się przełaj. Właśnie na takie okazje - kiedy nie wiem co zastanę, kiedy nie jadę na wyprawę, ale mam rower w bagażniku auta i zawsze mogę go szybko użyć i skatować się w dwie godziny nieprzewidzianych przygód. Tyle mi wystarczy. Tutaj nawet pomyślałem, że idealny byłby nowy Cannondale Slate - moim zdaniem to jest najbrzydszy rower świata, ale tu, na tych strasznych kamolach, minimalna amortyzacja byłaby błogosławieństwem.
DK 37 za to rozleniwiła mnie. Gładka, w ostatnim dniu pobytu, w ciepłych promieniach słońca tuż przed ósmą rano. Plan (straszne to słowo) zakłada, że za rok już raczej wybiorę się na wakacje na południe Europy. Młodszy syn już da radę w trasie, nawet - możliwe - będzie można pomyśleć, że to już będzie pierwszy od jakiegoś czasu urlop, podczas którego odpocznę. Niemniej chcę tu wrócić, chcę przejechać sobie te tereny tam i nazad. Może morze od Świnoujścia, może całe południowe wybrzeże Bałtyku, a może bez celu - przez Niemieckie i Polskie wybrzeże.
Aha - tu nie jest płasko.
Większość przejechanych tras wrzuciłem do jednego worka. O tu:
Znak zakaz wjazdu rowerów (B9) z tabliczka (T22)- nie dotyczy rowerów jednośladowych jest jak najbardziej prawidłowy. To połączenie ma dokładie taki sam sens jak znak B11- zakaz wjazdu wózków rowerowych (rowerów wielosladowych) co do ktorego polscy drogowcy maja jakas dziwna awersje.
OdpowiedzUsuńWg mnie najpiekniejsza trasa w okolicach darłowa jest odcinek Darłówko-Wicie wzdloz morza- nietetyabsolutnie nie nadaje sie on na rower szosowy. Ogolnie w okolicach Darlowa dużo wiecej mozna zobaczyc majac rower inny niz szosowy- a i stan drog wtedy tez az tak bardzo nie doskwiera- choc z zasady lepiej nie trzymac sie prawej krawedzi jezdni tylko jechac srodkiem swojego pasa.