poniedziałek, 26 stycznia 2015

Śnieg, deszcz, wiatr i szosa.



Rano przyszedł SMS od Kuzyna - "10.00?". Odpisałem, że "OK". Jakoś koło 9:30 Kuzyn napisał "u mnie pada, odpuszczam". Jak to pada? Przecież mieszka 2 km ode mnie. Jak pada jak nie pada. Jest trochę biało, lekki mróz, lekki wiatr, ale nie pada. Jadę. Inaczej głowa mi wybuchnie. Wiesz jak jest.

Trochę się pomyliłem. Padało, ale deszcz tak drobny, że nie widziałem go przez okno. Wiatr też silniejszy niż myślałem, bo mgła schowała elektrownię wiatrową i nie widziałem, jak szybko kręcą się turbiny. Trudno. Będzie ciężko, porobię trochę głupich zdjęć na fejsa, będzie afera.

Jechało się nawet komfortowo, nie narzekałem na chłód, dopiero stopy zaczęły mi marznąć po ponad dwóch godzinach jazdy, ale wcześniej było doskonale. Plan był taki, żeby mimo trudnych warunków wykręcić ładną trasę. Ładną przede wszystkim widokowo, a odległości to wiesz - drugi plan. Niemniej kontrola pulsu non stop - trochę jestem rozlazły i muszę powoli spinać na powrót umysł z ciałem, żeby po godzinie się nie wypalić i nie błagać o wóz serwisowy. Tak więc największą pracą tego wyjazdu była praca nad głową. Spiąć na powrót wszystkie funkcje Mnie w jedną całość i znaleźć w tym radość.

Trasa miała nie być skomplikowana - okolice DW 378. Lubię je, bo jest tam cicho, spokojnie, ładne wsie rozłożone między delikatnie pofalowanym terenem. W każdej można postawić swój dom na resztę życia, w każdej stare sady z wielkimi i trochę zdziczałymi drzewami owocowymi. Możesz stanąć, zamknąć oczy i z wyciągniętą ręką zrobić piruet - zatrzymasz się, palec wskaże dowolne miejsce - i tak będzie pięknie. Nie ma siły, żeby kiedyś ktoś zasłonił ten widok. Za mało spektakularny na osadę wypoczynkową, za daleko od czegokolwiek, by nowobogaccy budowali swoje oklejone styropianem i akrylem wille z nowymi autami na "antycznej betonowej kostce brukowej". Nie będzie łososiowej elewacji i dźwięku karchera pracującego w sobotni poranek, kiedy chcesz wyjść przed dom z kawą i po prostu być, i nikt nie będzie patrzeć na kolor szlafroku czy potargane włosy. Wszystko w dupie. Idealnie. Od Krajna, przez Wawrzyszów do Jeszkotla i Sulisławia. Małe eldorado na snucie planów przeżycia reszty życia.

To właśnie chciałem Ci pokazać - nie ma fajerwerków, ale i tak jest pięknie. Przyjedź, nie będziesz żałować.


Łącznik między wsiami Stary Wiązów - Kowalów - Wawrzyszów.


Jadąc sobie spokojnie, momentami po oblodzonej kostce brukowej dojechałem do wsi Gnojna, w której aż mi wykręcało kierownicę, żeby zjechać do Jeszkotla. Powoli zaczynało mi dokuczać zimno, bo oblodzony kask, czapka i bluza nie zapewniały już komfortu termicznego. Trzeba było na chwilę zamykać oczy i myśleć o cieple. Tak! Dużo ciepła rozpływającego się od pleców - to mnie ratowało. W głowie muzyka i kadencja w rytmie. Ból? Oczywiście, zawsze jest ból, ale to przecież po to jest. Podobnie wizja gorącego prysznica w domu. Żeby chociaż żołądek mógł się rozgrzać, to pochłonąłem batonika i jechałem dalej. 


Ruiny kościoła we wsi Miechowice Oławskie, tuż obok DK 39


Wyjazd ze wsi Krajno w kierunku na Wawrzyszów, do DW 378



Bluza powoli świeciła jakby niedbale pokryta lakierem - deszcz i drobny śnieg zamarzały wszędzie. Jaki kolarz, takie Milano - San Remo 2013


Przy drodze tylko drapieżniki w milczeniu obserwowały mój przejazd. Dzisiaj za wiele ludzi na szosach nie zobaczą. Taka runda przyjaźni Sam na Sam. Lekcja pokory. Głowa nasiąknięta ciężkim tygodniem lekko schłodzona, zaczęła mieścić się w kasku. Właśnie po to to mam. Rytm, muzyka z myśli i te wszystkie niedogodności nie są po to, żebym był jakiś lepszy, nie czuję się super mocniejszy czy fajniejszy, tylko dlatego, że w taką pogodę jadę. Robię to, bo mogę, bo jest to możliwe i daje chwilowe poczucie panowania nad przestrzenią, nawet jeśli tylko przez kilka godzin w tygodniu, to jest to uczucie nie do przecenienia. Boli głowa - uderz się w kolano, przez chwilę głowa nie będzie boleć. Rada do dupy, ale jestem tylko gościem, który pisze swoje refleksje, do niedawna zbudowane na Murakamim, a finalnie z odczuciem miałkości jego przemyśleń. Wszystko sprowadzone do prymitywnych, lekkich metafor. Jak jedziesz, to metafory są do niczego. Jak boli, to boli, to żaden wybór.

Ale jest jedna cenna (moim zdaniem) porada - miałem głupi przypadek zaraz na początku roku i ledwo co nie miałby kto pisać bloga. Jeden z czytelników na profilu napisał, że nawet w dzień używa migającej lampki przedniej, że kierowcy widzą i nie wyprzedzają jadących naprzeciw Ciebie aut - zacząłem używać. Moja nie miga, ale daje dość mocne światło i faktycznie, jest poprawa w zachowaniu kierowców, kilka razy widziałem, jak chowali się za autem, które chcieli wyprzedzić. Rada więc nie głupia - może stylówa ucierpi, ale to tylko lampka i działa. Zresztą mając na fajerce zapięty pulsometr, co mi szkodzi lampka. Tym bardziej, że można teraz kupić mniejsze i mocniejsze, montowane na oringach. Więc żeby nie było w pierwszym poważniejszym wpisie tego roku - jest porada - używaj przedniego światła.

3 komentarze:

  1. uwielbiam te prymitywne, lekkie metafory.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, są dobre, ale do momentu, kiedy nie stoi się pod ścianą, wtedy metafory są na nic.

      Usuń
  2. Jeszkotle - liczba mnoga, odmieniamy Jeszkotli, nie Jeszkotla ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń