niedziela, 11 października 2020

Kraina Wszystkiego Dobrego


Na mapie ta kraina jest niemal niewidzialna. Gdzieś koło "dzyndzla" Kotliny Kłodzkiej prawie, te dwa, a w sumie już trzy jeziora to też nie to. Nałożona siatka wysokości też nie zdradza wzniesień większych niż statystyczny błąd. Takie są cechy Przedgórza Sudeckiego rozciągającego się w sumie od Bramy Morawskiej po Nysę Łużycką. O ile jeszcze ktoś czasem pomyśli o np Górach Kaczawskich czy Krainie Wygasłych Wulkanów, albo choćby okolicach Ślęży jako miejscu na kilkudniowy wyjazd (niekoniecznie)rowerowy, to co do okolic między Grodkowem i Ziębicami znalezienie noclegu na popularnych serwisach bookingowych może być przygodą samą w sobie. 


Mieszkańcy Opola czy Wrocławia mają prościej. Cały świat ma proście, bo na 190 km autostrady A4 jest zjazd na Nysę i Brzeg. Nigdy pewnie nikt z szosami na dachu i hamując co chwila przed wyprzedzającymi się TIRami nie pomyślał o tym, że "być może jakbym tu zjechał, to by było coś fajnego...". Otóż ponieważ mam już 41 lat, to rośnie we nie przekonanie, że mogę zaczynać dawać jakieś rady. Jedną z takich rad jest to, że przygody ma się w sobie i miejsce może być tylko ich katalizatorem, ale nie warunkiem koniecznym. Pierwszą rzeczą jaką warto mieć w tym rejonie to rower typu gravel. Tak właśnie, ten, co dobrze wiesz, że to marketingowy bełkot tych samych agencji, które kazały firmom produkować "fatbajki"(alert ironiczny). A gówno prawda. Gravel to najlepszy typ roweru. Oczywiście, szosą można też wjechać w szuter i wtedy przygody murowane. z tym że ja nie lubię przygód kończących się na SORze lub na poszukiwaniach nowych kół. A gravel może więcej. Oczywiście także wolniej, na asfalcie będzie wolniej od szosy, w terenie miej pewnie i mniej komfortowo, niż na MTB. Ale! Na asfalcie będzie niebo szybszy niż nawet sztywne MTB, a w terenie będzie o niebo bardziej komfortowy, niż szosa w terenie :D Szach matt!


Tak tu u was pięknie... smutno, ale pięknie.

To nie wzięło się znikąd. Minęło tyle lat od końca II Wojny Światowej, od zmiany granic Polski, która chwilę przed jej wybuchem granice odzyskała. A tu nagle dup - ledwo się ludzie nacieszyli niepodległością, to trzeba było się z domów wyprowadzić - zaraz po sześciu latach wojny - i mieszkać w domach niedawnych wrogów, często wraz z nimi. Choć nikt walczyć już nie chciał, to ilość wzajemnej niechęci była ogromna i jej ślady obserwuję do dzisiaj. Setki kapliczek, przerobionych pomników, zniszczonych pałaców, zamków, parków, hoteli. Wszędzie władze ludowe patroszyły znaki niemieckości tych ziem, mniej więcej zajmujących trzecią część powierzchni kraju. Władza ludowa uznała, że tych ludzi trzeba z ziemią związać. Stąd we wsiach na końcu świata, gdzie jest jedna ulica inna, niż główna, to możliwe, że będzie mieć nazwę Piastowska. Że pomnik poległych mieszkańców tej wsi - której nazwa teraz kończy się "...ce", ale niedawno jeszcze na "...tz" został obkuty z tablicy pełnej nazwisk młodych ludzi, a zastąpiony taką o "pamiątce powrotu na prastare ziemie piastowskie" czy "powrocie do macierzy". Albo pałace, które zamieniano na komunalne mieszkania, łazienki pruto, a kible często rzędami stoją na tyłach, bo nowi mieszkańcy "nie będą srać tam, gdzie jedzą". Albo kościoły ewangelickie odchodzące w zapomnienie, bo nowi mieszkańcy są mocno homogeniczni duchowo. Nie można cieszyć się Dolnym Śląskiem bez tej wiedzy. Nie zrozumie się tego, co się widzi... I nie chodzi mi w tym momencie o osądzanie kogokolwiek, bo to niczego nie zmieni. Ważne jest to, co się widzi i co powiesz potem komuś o tym, co widzisz. A to, co zobaczysz bez tej wiedzy daje tylko złudzenie, że wiesz, co widzisz...


...dlatego książka Karoliny Kuszyk "Poniemieckie" powinna być lekturą obowiązkową, najdalej w szkole średniej. Dla mnie to najważniejsza książka od bardzo dawna.



I tak dotarłem do pomnika z I Wojny Światowej we wsi Rożnów.



























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz