poniedziałek, 16 marca 2015


Jest trochę tak, że jeszcze dni są dość krótkie i zaczynają się chłodno, więc ciężko mi przy dość ograniczonej puli czasu zorganizować jakiś epicki wyjazd. Jeszcze dwa lub trzy tygodnie i się zacznie, plany są dość poważne. Plany.


Tymczasem idąc nieco na skróty wracam do bliskich miejsc, których urok bardzo mnie ekscytuje i jakoś przyciąga jak magnes. Tak, DK 39 choćby i jej bardzo cichy odcinek, gdzie nagle z lasu wpadasz do wsi Książkowice, na którą składają się trzy gospodarstwa, jedno ładniejsze od drugiego, budynki z czerwonej cegły, drewniane ganki i trawa, dość naturalna, ale niezbyt wybujała. To takie miejsce, w którym nawet przelatujący przez wieś tir nie jest w stanie zepsuć (przynajmniej w mojej wizji). Zresztą jakoś dużo ich tu nie ma. Jest za to dokąd wracać myślami i czasem na szosie, żeby te myśli dokarmiać, dać im energii, żeby kiedyś się zamieniły w stan faktyczny, żeby marzenia o beztroskim leżeniu w sadzie i patrzeniu na spadające płatki kwiatów czereśni stały się tym "tu i teraz". Tak mam. Stąd jest ten blog i stąd ja to piszę mając nadzieję, że czytasz to i rozumiesz, że efekt sportowy to tylko wartość dodana, choć z drugiej jakby wartość też sama w sobie, bo żeby to wszystko zobaczyć czy poczuć, muszę mieć możliwość. Muszę tak pokierować sobą na poziomie mentalnym i fizycznym, by mięśnie dały radę dowieźć mnie w te wszystkie miejsca, których mam tu na pęczki i których ciągle jestem głodny.






Taki i o tym jest ten blog. Jak widzisz. Równie dobrze mógłby być o bieganiu, ale ja nie lubię biegać. Trochę jak w tych zabawnych zasadach velominati - jeśli biegasz, to tylko po to, żeby przed kimś uciec i tylko tak długo, żeby nie zostać złapanym. Wczoraj z Tomkiem o tym rozmawialiśmy po drodze, że jak chcesz cokolwiek w życiu robić, to zrób to przed szosą, bo potem już nie będziesz chcieć nic innego. Przynajmniej w materii rekreacyjno - sportowej. Umownie.


Blogerów jest masa, co chwila rodzą się nowe i to chyba nawet jest fajne. Ta forma publikacji otwiera wiele nowych możliwości, lubię dobrze napisane teksty, dobre zdjęcia i generalnie poznać inny punkt widzenia, choć z podobnej perspektywy. Jak to czytasz, to pewnie Ty też. Jakimś cudem interesujesz się, co taki facet jak ja myśli sobie jadąc rowerem ubrany w rajtuzy gdzieś wśród pędzących tirów. Mnie to cieszy, naprawdę to super, że moje myśli mogą zostać zwerbalizowane i w akompaniamencie kilku fotek stworzyć jakąś wartość, na tyle dobrą, że coś po sobie zostawią. Ty czytając to też mi coś dajesz, więc potraktujmy to jak wymianę, a nie obdarowywanie. To jest dość specyficzna sytuacja.

Wszystko jest w sieci - pełno wartościowych tekstów, ale i masa szmiry, marnie napisanej, z bzdurami podszytymi super ideami itp. Jeśli coś pokazuje się w druku, to w moim rozumieniu powinno to być takim punktem kardynalnym, czymś, co jest pewne, opracowane na poziomie zawodowym, wzorcowo. Żeby drukowane materiały miały siłę przebicia, powinny - moim zdaniem - oferować to, czego nie ma na przykład bloger - sztab ludzi, super zdjęcia, piękny język i pewnie kilka innych istotnych cech, które wyróżniają taką publikację na tle miałkiego świata internetowych niusów. To taka przymiarka do mojego zdania na temat nowego magazynu "Szosa". O tym napiszę w swoim czasie, jak go znajdę (czas, bo magazyn za jedyne piętnaście peelenów już mam, to mieli w Harfie, bo wszystko inne, o co pytałem, to jak zwykle nie). I jak przeczytam całość. Nie lubię testów, ani porównań, ale na naszym rynku konkurencji nie mają, jednak postaram się ich formułę odnieść do czeskiego dwumiesięcznika "53x11". Z kilku powodów to bardzo ciężki zawodnik. Czy nowy tytuł na rynku wydawniczym da radę? Zobaczymy.

To, co jest dla mnie pewne to to, że nie lubię w prasie nowości sprzętowych i testów - to są po pierwsze dość indywidualne sprawy, a po drugie - wszystko jest w sieci, a zanim magazyn trafi do druku, to większość nowości przestaje być nowościami. Zatem - jak dla mnie - tytuł drukowany musi mieć "to coś". Co? Nie wiem, ale się dowiem. Może chodzi o charakter? Może taki, który czyni czymś fajnym filmy od Global Cycling Network, które wolę nad każde inne z tej branży? (ulubiony spośród porad - Jak cierpieć jak pros?)




A na koniec - skoro już tyle filozofii - odnaleźliśmy Chrystusa...



...wzorowanego na postaci z South Park. Niemal identyczny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz